Przed Tobą
- Poznasz fenomen memów
- Odkryjesz jakie niesie niebezpieczeństwa
- Dowiesz się o tendencji do przyjmowaniu fałszywych przekonań poprzez błędy poznawcze
- Podkreślę potrzebę edukacji o technikach manipulacji
Ostatnio w jednej z moich ulubionych grup na Facebooku pojawił się post. Niewinny. Zabawny. Przynajmniej w zamierzeniu. Ktoś udostępnił mema. Mem to taki agresywny kulturowy odpowiednik genu. Prosta forma i prosta treść. Czarno-białe, niezbyt dobrej jakości zdjęcie. Wokół ramka. No i tekst. Dość długi jak na mem. I ta obszerność kwalifikuje go jako mem edukacyjny. Tekst brzmiał:
Dowiedziałam się, że Charlesowi Dickensowi płacono od słowa. Teraz rozumiem o co chodziło w tych dziwnych opisach. „Czerwony”? Nope. „Kolor świeżo upadłej krwi na śnieżnobiały śnieg. Tak jasny i ciemny jak zachód słońca na horyzoncie pustyni Afryki”. I jeb hajs się zgadza.
Dla kontrastu Alexandre Dumas dostawał hajs od krażdej strony. Dlatego jego powieści to w 80% dialogi. Jak np.
– Dokąd jedziemy?
– Do miasta.
– Do jakiego miasta?
– Do Paryża.
– Jedziemy do Paryża?
– Tak.Teraz podejrzewam, że Georgowi R.R. Martinowi płacili od zabitego bohatera.
Niewinny kawałek (nie)wiedzy. Choć raczej złudzenia wiedzy. Pod postem dość dużo komentarzy. Dodaję też swój. Zastanawiam się w nim, skąd:
a) wiedza – czyli co się kryje za sformułowaniem „dowiedziałam się”
b) przykłady twórczości autorów – jako żywo sprawdziłem i w żadnej książce Dickensa czy Dumasa nie ma przytoczonych fragmentów. Wygląda na to, że są równie realne jak projektach Christian Paul.
c) przekonanie, że 80% powieści Dumasa to dialogi?
Na mój komentarz ktoś odpowiada. Prostym umocowanym w popkulturze hasztagiem #WhySoSerious.
Fakt – na pierwszy rzut oka mój komentarz wygląda na wrzutkę kogoś, kto ma poczucie humoru kupy trocin i niepotrzebnie czepia się ludzi. Słowem party pooper. Człowiek, który rozwala każdą imprezę. I wiesz co? Trochę taki jestem. Zaraz wyjaśnię dlaczego.
Gdy w sieci królował „list od Keanu Reevesa, który wstrząsnął ludźmi” zweryfikowałem go, zdemaskowałem i nazwałem po imieniu techniki wykorzystane przez twórców. (Bo nie samego Keanu, który miał z tym dziełem tyle wspólnego co ja z badaniami nad antymaterią).
Gdy co chwile u znajomych wyskakiwał mi krzepiący mem ze stadem wilków, od których każdy leader powinien uczyć się dowodzenia stadem, skonsultowałem się z behawiorystami zajmującymi się wilkami, ustaliłem autora zdjęcia i też zdemaskowałem kruchą iluzję coachów. I od wielu znajomych usłyszałem, że może i doszedłem do prawdy, ale odarłem świat z magii.
Gdy na dużym spotkaniu u klienta, prezes globalnej korporacji wyświetlił slajd z cytatem (a jakże) Einsteina, od razu zabrałem się do skrupulatnego śledztwa. I co? Ustaliłem, że słowa:
Not Everything That Counts Can Be Counted
wypowiedział William Bruce Cameron, a nie Einstein. I w przerwie spotkania dyskretnie o tym poinformowałem. Prezes był zdziwiony. I chyba trochę zawiedziony. Być może cytat Einsteina robi lepsze wrażenie niż cytat średnio znanego socjologa.
Zawsze gdy widzę uproszczoną formę, łatwe wyjaśnienie, czy cytat Einsteina, rozpoczynam procedurę weryfikowania. Szczególnie, gdy treść jest:
SIMPLE (Prosta)
UNEXPECTED (Zaskakująca)
CREDIBLE (Wiarygodna)
CONCRETE (Konkretna)
EMOTIVE (Budząca emocje)
STRUCTURED LIKE A STORY (Ma strukturę opowieści, lub anegdoty)
Włączam czujność, gdy widzę memy tłumaczące świat. Upraszczające i sprowadzające rzeczywistość do prostych recept i najprostszych wyjaśnień. Robię to dla siebie. Ale robię to też dla ciebie.
Żeby uchronić świat od wiedzy, która wiedzą nie jest, a jedynie zbiorem szybko wygenerowanych i skonstruowanych bezładnie poglądów. Żeby uchronić przed groźnymi skutkami uproszczonej wizji świata i iluzji złapania za mordę tandemu przyczyny i skutku.
Mem może być groźny. I nie mam tu na myśli jedynie zabawnego obrazka. To tylko jeden z sub-gatunków w memetyce. Mem (od gr. mimesis „naśladownictwo”) to najmniejsza jednostka informacji kulturowej (informacji przekazywanej pozagenetycznie), analogiczna do genu, będącego jednostką ewolucji biologicznej. Ujmuje się go jako autonomiczną strukturę neuronalną i zarazem nośnik informacji kulturowej. To także jednostka informacji kulturowej zapisywana wyłącznie w mózgu (jako nośniku) albo zarówno w mózgu, jak i na innych nośnikach. Memy jako replikatory powielają się poprzez naśladownictwo, mogą mutować i podlegają selekcji.
Mnożą się. I infekują internet. Czasem niebezpiecznymi bzdurami. Czasem fałszywą nadzieja. Mem może mieć formę cyfrowego internetowego obrazka. Fake news też jest forma mema. Tak samo teoria spiskowa czy neuro-mit.
Czy są niebezpieczne? To zależy jak definiujesz niebezpieczeństwo. I na jakich wartościach ci zależy.
Memem jest na przykład teoria, czy też bardziej neuro-mit o lewo- i prawopółkulowacach. To jeden z kilku najbardziej rozpowszechnionych mitów w edukacji. Rozpowszechniony i niezwykle mocno zakorzeniony. Na jego bazie powstają ćwiczenia dydaktyczne, teorie, szkolenia i warsztaty. Proponuje się taktyki wzmacniania współpracy między półkulami lub obudzenia w sobie prawopółkulowego bożka, żeby lepiej radzić sobie z kreatywnymi wyzwaniami.
Daniel H. Pink, którego bardzo kiedyś szanowałem za książkę Drive i dobre wystąpienie na konferencji TED napisał nawet książkę „Całkiem nowy umysł. Dlaczego przyszłość należy do prawopółkulowców”. I cała ta książka bazuje na przekonaniu, że rzeczywiście ludzie dzielą się na dwa typy – analityczny i kreatywny.
Problem z tą teorią jest jeden. To po prostu nieprawda.
A dlaczego wydaje się prawdziwa? Bo w prosty sposób wyjaśnia skomplikowaną rzeczywistość talentów, predyspozycji czy umiejętności. I bazuje na tym, co widzi oko! Mózg ma dwie połowy. Wierzymy bo bardzo chcemy wierzyć. Zwłaszcza jeśli gdzieś na etapie podstawówki powinęła nam się noga z polskiego czy matematyki. Mamy gotowe wyjaśnienie – jesteśmy lewo- lub prawopółkulowcami! Pociąg z połową kompetencji odjechał. Sorry!
W tym podziale tyle jest prawdy, co w podziale ludzi na 12 znaków zodiaku. To też podział wygodny. Zawsze można usprawiedliwić niechęć do kogoś. Wiadomo – on jest Bykiem. Z Bykami nikt nie jest szczęśliwy! Można też zidentyfikować przyczyny długoletniej przyjaźni – No tak! Ona jest Ryba. Ja Skorpionem. Lepszego połączenia nie znajdziesz pod słońcem.
To tak upraszcza. Nie trzeba przecież wtedy szukać tego, co naprawdę przeszkadza, albo pomaga. Mamy proste wyjaśnienie. Cóż z tego, że bazujące na tak zwanym Efekcie Forera i masie błędów poznawczych. Lepiej chronić kruchą ekologię złudzeń i niespecjalnie odkrywać prawdziwe karty rzeczywistości.
Jestem party pooperem, bo właśnie lubię odkrywać prawdę o rzeczywistości. O istocie zjawisk. Nie odzieram świata z magii. On jest magiczny właśnie dlatego, że jest przypadkowy. I często chaotyczny.
My chaosu i nieprzewidywalności zaś jako gatunek nie lubimy. Wolimy się doszukiwać wzorców i prawidłowości. Wszędzie – nawet tam, gdzie ich nie ma. Lubimy dojrzeć znaki. Twarz Jezusa w spalonym toście. Swą osobowość, co pasuje jak ulał, w słowach wróżki czy w wyniku psychotestu.
Lubimy też mieć rację. Ile razy juz słyszałem podczas rozmaitych rozmów – Taka jest prawda! Tak właśnie jest! Dokładnie tak jak mówisz! Te słowa towarzyszyły różnym opiniom, które ktoś mylił z faktami. Dotyczyły sytuacji Afroamerykanów, pedofilii w kościele, skali zabójstw w Polsce, zdrowia i zbawiennego picia alkoholu. Dotyczyły czasem leczenia raka. Czasem szczepień na grypę. Nigdy nie przechodziły próby weryfikacji. Zawsze przegrywały z danymi i faktami.
To jednak autorom tych słów rozsądku nie przywracało. Co gorsza – usztywniało ich jeszcze w poglądzie. Dlaczego? Bo gdy już jakaś teoria, mem, pogląd się w nas ukonstytuuje i domknie, to bardzo nie chcemy go porzucić. Zainwestowaliśmy w niego. Stał się częścią nas.
Zaczynami więc często karkołomną ekwilibrystykę. Motywowane rozumowanie pozwala nam tworzyć nowe argumenty i ścieżki logiczne. Błąd konfirmacji jak pole magnetyczne odbija kontrargumenty.
Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie. I nie u wszystkich. Są jeszcze ludzie o nastawieniu zwiadowcy. Wolą znać prawdę niż mieć rację. Może dlatego, że wiedzą, że rzeczywistość i tak się upomni o swoje. I choćby nie wiem jaką ułudę nam mem zafundował; choćby nie wiem jak atrakcyjne wyjaśnienie proponował; to i tak iluzja rozejdzie się w szwach i pokaże nagą prawdę.
Memy wyjaśniają dziś wszystko. W zgrabnej emotogennej formie pokazują często wersję świata, której nie ma. Generalizują. Sączą „proste prawdy” i „ukryte terapie”. Tym z prawej strony i tym z lewej strony.
Są oczywiście też i memy wybitne. Satyryczne. Absurdalne. Czasem po bandzie. Te jednak z reguły są mniej groźne, bo najwyżej uderzą w czyjeś bardziej wysublimowane poczucie humoru lub rozjadą miedzę miedzy sacrum a profanum.
Są memy wyrastające z wspaniałej tradycji Remix Culture. Wielowarstwowe. Intrygujące. Puszczające oko, do tych, którzy je rozgryzą.
To te, przy których klepiesz siebie z dumą po ramieniu i myślisz „wiem, o co chodzi”. To zresztą nazwa jednej z kategorii w kulturowej kartografii treści wirusowych, którą omawiam w książce „Viral. Jak zarażać ideami i tworzyć wirusowe treści”.
Tych kategorii jest wiele. I wśród nich jedna ciekawa. Potencjalnie groźna – tak, która nazywa się „Cała prawda”. To też zresztą pierwsza myśl, która przechodzi nam przez głowę, gdy natrafiamy na jakąś treść – wyjaśnienie wszechrzeczy – z którą się dogłębnie zgadzamy.
I często popełniamy grzech zaniechania. Bo treści nie weryfikujemy.
Przypomnij sobie, kiedy ostatnio udostępniłeś/aś coś gorącego, emocjonujacego, z czym się z gruntu zgadzałeś/aś. Czy przed udostępnieniem weryfikowałeś/aś treści? Czy sprawdzałeś/aś fakty? Czy może po prostu od razu podałeś.
Ja czasem tak podawałem. Teraz jestem ostrożniejszy. Teraz też często psuję zabawę innym i odzieram świat z magii. Jest coś pięknego w tym świecie rzeczywistym. Nie potrzebuje dodatkowe warstwy horoskopowych wyjaśnień, magicznych karm i praw przyciągania. Nie potrzebuje kolorów mózgu, neuro-mitów i zwyczajnej almedowej szarlatanerii.
Zapraszam cię do zaprzyjaźnienia się z nim. I weryfikowania. Po prostu zadaj sobie pytanie – skąd wiem, że to prawda.
I uważaj na proste, atrakcyjne idee opakowane w formę mema. Mogą zainfekować twój mózg nieprawdą.
W zeszłym roku Janina Bąk poprosiła mnie o napisanie rozdziału do swojej książki. Chciała, żebym napisał o błędach poznawczych i mechanizmach psychologicznych, które sprawiają, że ufamy szarlatanom. Wskazałem tam na wiele czynników. Wśród nich nadzieję, która umiera ostatnia. Tę, która wykorzystują twórcy najbardziej chyba podłych memów – teorii o cudach w leczeniu chorób groźnych. Czasem śmiertelnych. Ten rozdział to moja kolejna cegiełka. Kolejna, z której buduję powoli solidny gmach, na którym powieszę neon Evidence-based only. I do którego zapraszam każdego skauta-zwiadowce, który woli wiedzieć niż mieć rację. Prawda nas wyzwoli. Chociaż też często nieźle zaboli.
Janina Bąk, Statystycznie rzecz biorąc, czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla? Wydawnictwo WAB
Beck Henning, Mózgobrednie. 20 i pół mitu o mózgu i jak on naprawdę działa
Hasher, Goldstein, & Toppino, (1977). Frequency and the conference of referential validity. Journal of Verbal Learning and Verbal Behavior, 16, 107-112.
Newman, Garry, Bernstein, Kantner, & Lindsay (2012). Nonprobative photographs (or words) inflate truthiness. Psychonomic Bulletin and Review, 19, 969-974.
Photo by Alina Vilchenko from Pexels
Komentarze
Proszę o zachowanie kultury wypowiedzi w komentarzach.