Wąski, szeroki, MIL i MAL, czyli o uważnym mówieniu: #słowo_na_niedzielę_30

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Pitching, Psychologia, Tak tylko mówięTagi , , ,

Wykład profesora Bralczyka z 3 kwietnia 2019 roku zrobił furorę. Do tej pory wystąpienie pod tytułem „Jak mówić, żeby nas słuchano?”  wyświetlono ponad 1,5 miliona razy. Nic dziwnego. To złoto.

Podczas wykładu profesor mówi o tym, że gdy uważnie myślimy o tym, co mówimy, to nie ma potrzeby dodatkowego skupiania się na tzw. podaniu. Czyli na tym, jak słowo akcentować, wymawiać czy nadawać mu sens i znaczenie. Bo w samym słowie – w jego budowie – już wszystko jest zawarte. Profesor Braczyk mówi o słowie szeroki, że brzmi – a jakże – SZEROKO. Słowo wąski brzmi wąsko, jakby samo brzmienie niosło znaczenie.

Słowo wypukły ma górkę, a słowo wklęsły – dołek.

Profesor sam przyznaje, że nie wie dlaczego tak jest. A ja przyznaję, że nie mogę się doczekać, aż znów go spotkam. I opowiem o zjawisku ideastazji. Czyli o semantycznym mechanizmie wyzwalania wrażeń synestetycznych. My słowa po prostu bardzo często czujemy lub widzimy. I to nie w znaczeniu widzenia i rozpoznawania kształtu liter. Chodzi o przestrzenne widzenie słowa i jego znaczenia.

W 1929 roku Sapir przeprowadził eksperyment. Grupie badanych przedstawił dwa słowa w nieznanym im języku. Brzmiały one MIL i MAL. Badani mieli określi, które ze słów oznacza stół mały, a które duży. I określali. Mimo iż języka nie znali.

Potem Sapir tłumaczył, że ten język jest wymyślony. Co nie miało znaczenia dla eksperymentu, bo większość i tak czuła, że MAL oznacza stół duży. A MIL mały. Bo taki jakiś mniejsze i węższe jest brzmienie. 

Jeszcze ciekawiej się robi, gdy słowo ewidentnie zobaczymy. Tak jak w eksperymencie Wolfgang Köhler z 1929, który odkrył i opisał efekt Kiki Bouba. Badani widzieli ten obrazek:

I mieli powiedzieć, który z bohaterów to Kiki, a który Bouba. I co? Widzieli podobnie jak ty. I to bezy względu na to, w jakim języku mówili. 

A skoro słowa widzimy i czujemy, to może dobrym sposobem będzie uważne na nich skupienie. 

Nie tylko uważne słuchanie, ale także uważne mówienie. Takie, przy którym nie będzie powstawał w naszej głowie wewnętrzny dialog. Gdy jesteś skupiony na tu i teraz; na dźwięku i znaczeniu słów, które wypowiadasz; na brzmieniu słów i ich wartości, to zyskujesz na dwójnasób – twoje wystąpienia są lepsze i mniej się stresujesz (bo nie ma uporczywej równoległej myślówy). 

To jednak wymaga dwóch rzeczy. Przygotowania słów i myśli tak, żeby niosły wartość. I ćwiczenia uważności. 

O tym pierwszym już wielokrotnie pisałem. Wartość to fundament dobrej prezentacji. Słowa tę wartość poniosą. Jeśli je dobrze przygotujemy. 

Uważności zaś trzeba ćwiczyć drobnymi krokami. Na początku uważne skupienie na oddechu. Potem uważne dostrzeganie swojego ciała. Potem uważne słuchanie i wreszcie uważne mówienie. 

Uważne mówienie to delektowanie się słowem, które niesie znaczenie. I które buduje w głowie obraz. Przykład: Stanął przed dębowym ciężkim kredensem. Z trudem wspiął się na palce i sięgnął po wazon ze zwiędłymi różami. Po chwili stęchły zapach zgniłych płatków doszedł do jego nozdrzy

Wypowiedz ten fragment. I zastanów się przez chwilę czy nie wymawia się prościej takich słów jak: stęchły, nozdrza, dębowy, ciężki.

Przeprowadź pierwszą uważną rozmowę. Uważnie słuchaj i uważnie mów. MYŚL O TYM, co mówisz. Dokładnie tak, jak radzi profesor. Warto. Naprawdę.