Szpitalne bandaże, Eryk Rudobrody i Dan Ariely – storytelling i eksperymenty naukowe.

Opublikowano Kategorie Branding, Lifestyle, Marketing, Pitching, Psychologia, Tak tylko mówięTagi , , , , , , ,

Dan Ariely nadal nie odpowiedział na mojego maila. Wybaczam. Nadal go zresztą lubię. Dlaczego do niego napisałem? Bo dowiedziałem się, że replikacja jego eksperymentu z 2012 roku, nie potwierdziła pierwotnych wniosków. I nie była jakaś tam replikacja. To było badanie przeprowadzone na ponad 4000 uczestników z 16 krajów

Do tej pory nie odpowiedział. Ale spodziewam się, że raczej dlatego, że maili dostaje setki. Albo dlatego, że po prostu wpadłem w spam. Nie sądzę, żeby chciał uniknąć dyskusji naukowej. Bo to naprawdę świetny człowiek nauki. Doskonały autor. I sprytny edukator. 

Dlaczego sprytny? Bo rozprawia się z naszymi iluzjami racjonalnych wyborów, kontroli i „zdrowego rozsądku” w taki sposób, że nikt nie pozywa go do sądu. Stawia nas przed lustrem i tłumaczy dlaczego jesteśmy „przewidywalnie irracjonalni”. I za to go lubię. Za tę łagodną chłostę wymierzana celnymi przykładami. 

Lubię go też za wystąpienia i kursy online. Na platformie TED.com jest ich kilka – wystąpień, nie kursów. Za te drugie trzeba zapłacić. Te pierwsze można mieć za darmo*.

Tak jak wystąpienie Our Buggy Moral Code z 2009 roku, które dziś omówię.

Dan Ariely zaczyna od najprostszej możliwej „propozycji wartości”. Mówi:

Chcę dziś opowiedzieć o przewidywalnej irracjonalności.[…]

To zwykłe proste zdanie jest dobre na dwa sposoby. Po pierwsze jest aktywne przekazanie woli. Żadnych, „jeśli pozwolicie, chciałbym”. Żadnych trybów warunkowych. Po drugie jest zaintonowanie tematu bez zdradzania całej partytury. 

Potem Ariely logicznie wyjaśnia skąd wzięło się u niego zainteresowanie tematem. I używa do tego środka w sumie ryzykownego. Ale bardzo skutecznego. Ariely opowiada bardzo osobistą historię. 

Zainteresowałem się irracjonalnym zachowaniem wiele lat temu, kiedy trafiłem do szpitala. Byłem poważnie poparzony. Spędzając dużo czasu w szpitalu widzi się wiele irracjonalnych zachowań. Na oddziale oparzeń szczególnie niepokoił mnie sposób, w jaki pielęgniarki zdejmowały bandaże. Każdy kiedyś zdejmował opatrunek, i zastanawiał się, jak to najlepiej zrobić. Czy zedrzeć szybko: ból krótki, ale intensywny, czy zdejmować powoli: trwa dłużej, ale nie boli aż tak bardzo. Który sposób jest lepszy? 

Pielęgniarki na moim oddziale uważały, że pierwszy. Chwytały więc za opatrunek i zdzierały, chwytały i zdzierały. Miałem poparzone 70 procent ciała, więc trwało to prawie godzinę. Jak się domyślacie, z całego serca nienawidziłem momentu zdzierania. Przekonywałem pielęgniarki, żeby spróbowały inaczej. Zajmie im to dłużej, może dwie godziny nie jedną, ale ból będzie mniej intensywny. W odpowiedzi słyszałem dwie rzeczy: że lepiej ode mnie wiedzą, jak zmniejszać ból, a po drugie, że „być pacjentem” nie znaczy „robić uwagi” albo „wtrącać się”. Skądinąd nie tylko po hebrajsku, ale w każdym znanym mi języku. 

Niewiele mogłem poradzić, a pielęgniarki dalej zdzierały opatrunki. Trzy lata później, kiedy opuściłem szpital, poszedłem na studia. Najciekawszą rzeczą, jakiej się nauczyłem była metoda eksperymentalna, polegająca na tym, że jeżeli ma się pytanie, można stworzyć jego abstrakcyjną replikę, zbadać ją i nauczyć się czegoś o świecie. 

Dlaczego napisałem, że to sposób ryzykowny? Bo bardzo osobista historia – w szczególności tak dramatyczna – może niektórych wręcz krępować. Ale Ariely opowiada tę historię z jednym tylko celem. Pokazać nam zawiązek duszy młodego badacza. Jeśli masz klarowny cel i wiesz czemu służy twoja najbardziej nawet osobista historia, to nie zawahaj się jej użyć. 

W tej historii warto zwrócić uwagę na fragmenty, w których Ariely odwołuje się do naszych doświadczeń. Mówi, że każdy kto kiedykolwiek zdejmował opatrunek zadawał sobie pewnie pytanie:

Czy zedrzeć szybko: ból krótki, ale intensywny, czy zdejmować powoli: trwa dłużej, ale nie boli aż tak bardzo. Który sposób jest lepszy? 

To zdanie potem zresztą znajdzie swoje odzwierciedlenie w puencie:

Najciekawszą rzeczą, jakiej się nauczyłem była metoda eksperymentalna, polegająca na tym, że jeżeli ma się pytanie, można stworzyć jego abstrakcyjną replikę, zbadać ją i nauczyć się czegoś o świecie. 

Ależ to jest pyszna laurka wystawiona metodzie eksperymentalnej! 

Ariely dyskretnie też pokazuje nam, że ma poczucie humoru. Pielęgniarki skonfrontowane z jego ciekawością młodego badacza odpowiadają, że ich sposób jest lepszy i że:

słowo „pacjent” nie znaczy „robiący uwagi” albo „wtrącający się”. Skądinąd nie tylko po hebrajsku, ale w każdym znanym mi języku**. (nawet po baskijsku – paziente [uwaga autora ze specjalną dedykacją])

To inteligentne sytuacyjne poczucie humoru przesiąka wszystkie wystąpienia Ariely’ego. Badacz jednak nigdy nie przegina. Jego wystąpienia to nie Stand Up. Proporcje między wiedzą a humorem są doskonale wyważone. Podobnie zresztą jak u Janiny Bąk, Maćka Lewińskiego, czy Kamila Kozieła. Bo humor (radość) kupuje często okienko uwagi. Choć też jest zabiegiem ryzykownym. Dlaczego? Bo niektórzy mogą nie podzielać naszego poczucia humoru. Albo my po prostu nie za bardzo potrafimy z humoru korzystać. 

Ariely potrafi – tak wnioskuje z reakcji widowni. Na pewno nie całej. Nie łudź się jednak, że najlepszy nawet żart trafi do wszystkich. Osobista wrażliwość (a czasem paranoiczne przewrażliwienie czy drażliwość) to coś, co jest poza twoją kontrolą i wglądem. Jeśli jednak czujesz, że możesz rozbawić odbiorców, to przetestuj żart z grupą ochotników i potem serwuj go już regularnie. 

Nie ten sam dowcip oczywiście! Tylko technikę. 

Ariely w dalszej części kontynuuje swoją opowieść o drodze badacza:

Najciekawszą rzeczą, jakiej się nauczyłem była metoda eksperymentalna, polegająca na tym, że jeżeli ma się pytanie, można stworzyć jego abstrakcyjną replikę, zbadać ją i nauczyć się czegoś o świecie. Tak też zrobiłem. Ciągle interesował mnie najlepszy sposób zdejmowania opatrunków. Początkowo brakowało mi pieniędzy, więc kupiłem imadło. W laboratorium wsadzałem ochotnikom palce w imadło i zgniatałem trochę. 

Zaciskałem dłuższej lub krócej, ból narastał lub malał, z przerwami lub bez – różne wersje bólu. Na koniec pytałem jak bardzo bolało. Gdyby musieli wybierać między dwoma ostatnimi, który rodzaj bólu by wybrali? 

Trwało to przez jakiś czas. 

Jak na dobry projekt przystało, dostałem fundusze. Wprowadziłem dźwięki, elektrowstrząsy, nawet specjalny kombinezon, potęgujący ból. 

Moje badania udowodniły, że pielęgniarki były w błędzie. Cudowne osoby, które pomimo dobrych intencji i dużego doświadczenia, myliły się, w sposób łatwy do przewidzenia. Okazuje się, że czasu trwania bólu nie rejestrujemy tak samo, jak intensywności. Mniej bym cierpiał, gdyby zdejmowanie bandaży trwało dłużej, ale ból był mniej intensywny. Powinno się też zacząć od twarzy, najbardziej wrażliwej, i posuwać ku nogom. Miałbym poczucie, że jest coraz lepiej i ból by się zmniejszył. Pomogłyby też przerwy w zdejmowaniu, żebym mógł odpocząć od bólu. O wszystkich tych rzeczach pielęgniarki nie miały zielonego pojęcia. 

Zacząłem się zastanawiać, czy mylne podejście pielęgniarek to wyjątek, czy przykład powszechnego zachowania. Okazuje się, że to drugie; popełniamy mnóstwo błędów. 

Zwróć uwagę, że Ariely – mimo iż wykazał, że pielęgniarki były w błędzie – nadal mówi o nich z potężnym szacunkiem, na który zasługują. To ważne – zwłaszcza, że na tym polega ekonomia behawioralna (dziedzina Ariely’ego). Polega na wyszukiwaniu coraz to nowych przykładów naszych irracjonalnych zachowań, by korygować je potem (najlepiej systemowo). Nie polega jednak na nazywaniu ludzi głupimi. 

Wątek „szpitalny” Ariely zamyka wnioskiem badawczym i przechodzi płynnie do kolejnego badania. Warto to zauważyć i podobnie łączyć poszczególne części prezentacji.

Ariely mówi:

Zacząłem się zastanawiać, czy mylne podejście pielęgniarek to wyjątek, czy przykład powszechnego zachowania. Okazuje się, że to drugie; popełniamy mnóstwo błędów. 

Oto przykład irracjonalnego zachowania: oszustwo. Wybrałem oszustwo, bo jest interesujące, a także mówi nam coś o sytuacji na rynku papierów wartościowych. Zainteresowałem się oszustwem po skandalicznym bankructwie Enronu. Zastanawiałem się, co tam zaszło. Czy chodziło o kilka czarnych owiec, Czy chodziło o kilka czarnych owiec, czy powodu trzeba upatrywać w powszechnej skłonności do oszustwa? 

W tym wątku Ariely odwołuje się już nie do osobistych doświadczeń, ale do wiedzy powszechnej. Do znanej prawie wszystkim Amerykanom sprawy Enronu. To ciekawy zabieg edukacyjny. Bierzesz sprawę, którą wszyscy znają z mediów i wyjaśniasz ją z nowej perspektywy. Podobnie postępuje Malcolm Gladwell ze sprawą Dawida i Goliata. Podobnie zrobię ja w kolejnym poście, gdy wyjaśnię jak doszło do pomyłki na Oskarach w 2017 roku. 

Kultowe sprawy warto omawiać. Pod warunkiem jednak, że do sprawy wniesiesz coś, czego ludzie nie wiedzą. Jeśli zaserwujesz im wszystko to co wiedzą, to z pewnością nie podziękują ci. Bo nie będzie za co. 

Dalej Ariely używa klasycznej formy opowiadania o badaniach czy case study – znów używa ram storytellingu. Czyli setting (scena) – na której poznajemy warunki brzegowe. Potem bohaterowie, wyzwanie i rozwiązanie. 

Postanowiłem przeprowadzić prosty eksperyment. Każdy dostawał na kartce Każdy dostawał na kartce 20 bardzo prostych zadań z matematyki, i za mało czasu na ich rozwiązanie. Po 5 minutach prosiłem o zwrot kartek i płaciłem dolara od rozwiązanego zadania. Płaciłem zwykle 4 dolary. Średnio każdy rozwiązywał 4 zadania. Inną grupę kusiłem do oszustwa. Dostawali kartkę z zadaniami. Po pięciu minutach prosiłem, aby podarli i zabrali kartkę, aby podarli i zabrali kartkę, mówiąc mi, ile mieli poprawnych odpowiedzi. Teraz „rozwiązywano” średnio po 7 zadań. To nie było kilka czarnych owiec, oszukujących na dużą skalę. Zamiast tego wiele osób oszukiwało po trochu. 

W kontekście nauk ekonomicznych oszustwo to prosta analiza kosztów i korzyści. Na ile procent mnie złapią? Ile mogę zyskać na oszustwie? Jaka kara wchodzi w grę w razie przyłapania? Rozważasz za i przeciw, jak w prostej analizie kosztów i korzyści i decydujesz, czy warto popełnić przestępstwo. Próbowaliśmy to zbadać. Różne grupy mogły podkradać różne kwoty. Płaciliśmy 10 centów za odpowiedź, 50 centów, Płaciliśmy 10 centów za odpowiedź, 50 centów, dolara, 5, 10 dolarów od poprawnej odpowiedzi. 

Można by sądzić, że ze wzrostem stawki, ludzie będą oszukiwać więcej, ale nie. Wiele osób podkradało niewielkie kwoty. Co z prawdopodobieństwem wpadki? Niektórzy darli połowę kartki, tak żeby został jakiś dowód. Niektórzy darli całą kartkę. Inni darli całą kartkę i w pokoju obok sami brali wypłatę z misy zawierającej ponad 100 dolarów. Można sądzić, że im mniejsze ryzyko przyłapania, tym więcej oszustów, ale znowu tak się nie stało. Wiele osób oszukiwało w małym stopniu, nie zwracając uwagi na korzyści ekonomiczne. 

Zastanawialiśmy się, co nimi kieruje, Zastanawialiśmy się, co nimi kieruje, skoro nie racjonalne siły ekonomii? Pomyśleliśmy, że być może działają tu dwie siły. Z jednej strony, lubimy mieć o sobie dobre zdanie, więc nie chcemy oszukiwać. Z drugiej strony, możemy oszukać trochę i nadal mieć dobre samopoczucie. Nie możemy przekroczyć pewnej granicy Nie możemy przekroczyć pewnej granicy, ale możemy odnosić korzyści z małych oszustw, o ile nie wpływa to na naszą samoocenę. Nazywamy to współczynnikiem samoobłudy. 

W tym fragmencie – poza sotrytellingowym przebiegiem narracji – zwróć uwagę na ostatnie zdanie. Brzmi:

Nazywamy to współczynnikiem samoobłudy***. 

Nazywanie czegoś, to akt powołania do życia. Jezus nazwał Szymona Piotrem i powołał go do nowego życia. Eryk Rudy nazwał odkrytą wyspę Grenlandią (Grfnland – Zielona Wyspa), co było zabiegiem marketingowym by zachęcić ludzi do osiedlenia się na niej. Marketingowcy lubią nazywać swoje metody. Ja na przykład wymyśliłem kiedyś sformułowanie brain-centred communication. I to jest proszę państwa totalny marketingowy bullshit, do którego się przyznaję! Bo przecież każda komunikacja jest skierowana do mózgu (ostatecznie). W wątrobie nie ma pola Broka i Wernickego. 

Dlatego jak możesz coś nazwać i zakotwiczyć, to proszę bardzo. Ludzie lubią nowe pojęcia. Szczególnie dobrze nabierają się na te z przedrostkiem neuro-

Ariely nazywa i wyjaśnia powołany do życia współczynniki samoobłudy (inaczej współczynnik elastyczności ang. the fudge factor). A potem tłumaczy, jak go badać. 

Jak przetestować współczynnik samoobłudy? Najpierw chcieliśmy go zmniejszyć. Uczestnikom mówiliśmy, że mamy dla nich dwa zadania. Połowa miała przypomnieć sobie 10 szkolnych lektur, Połowa miała przypomnieć sobie 10 szkolnych lektur, a druga połowa dekalog, po czym kusiliśmy ich do oszustw. W grupie wymieniającej przykazania nikt nie pamiętał wszystkich dziesięciu, ale ci, którzy usiłowali, nie próbowali potem oszukiwać. Nie chodzi o to, że ci bardziej religijni, pamiętający przykazania, oszukiwali mniej, pamiętający przykazania, oszukiwali mniej, a ci, co nie pamiętali – więcej. a ci, co nie pamiętali – więcej. W chwili, gdy zaczęli przypominać sobie dekalog, przestawali oszukiwać. Nawet zdeklarowani ateiści, kuszeni po przysięganiu na biblię, nie oszukiwali. Trudno byłoby wprowadzić dekalog do systemu edukacyjnego, więc postanowiliśmy dawać ludziom do podpisu kodeks honorowy. Każdy podpisywał, że rozumie, iż badanych obowiązuje kodeks honorowy MIT. Potem darli swoje kartki. Nikt nie oszukiwał. Co ciekawe, MIT nie ma kodeksu honorowego. Co ciekawe, MIT nie ma kodeksu honorowego. (Śmiech) 

Tak obniżaliśmy współczynnik samoobłudy. A co, gdyby go podwyższyć? Podczas pierwszego eksperymentu wkładałem sześciopaki coli do wspólnych lodówek studentów MIT. Później mierzyłem, jak to technicznie nazywamy, czas połowicznego zaniku coli; ile przetrwała w lodówkach. Jak było do przewidzenia – dosyć krótko. Dla porównania, w tych samych lodówkach zostawiałem tacki z 6 jednodolarówkami. Żaden banknot nie zniknął. To nie najlepsza metoda, 

Żaden banknot nie zniknął. To nie najlepsza metoda, więc znowu przeprowadziłem eksperyment z kartkami i zadaniami. Jedna trzecia osób oddawała nam kartki, jedna trzecia darła je i mówiła, jedna trzecia darła je i mówiła, że rozwiązała x problemów i prosi o x dolarów. Ostatnia grupa po podarciu kartek, przychodziła i mówiła, że rozwiązała x problemów i prosi o x żetonów. Nie płaciliśmy im w dolarach, ale w żetonach. Potem szli z żetonami na bok i wymieniali je na dolary. 

Po opisie eksperymentów Ariely znów wchodzi w dialog z widownią. Bo dobrze rozumie, że prezentacja to nie monolog. Tylko właśnie specyficzny dialog. Czemu specyficzny? Bo formalnie widownia nie odpowiada. Jednak ariely wciąga ją (po raz kolejny) w rozmyślania. Mówi:

Zastanówmy się. Czy czulibyśmy się gorzej, zabierając z pracy ołówek, czy zabierając 10 centów z pudełka z drobniakami? To zupełnie różne odczucia. Czy to, że płaciliśmy najpierw w żetonach miało jakiś wpływ? Oszustwa wzrosły dwukrotnie. Zaraz powiem, co myślę o tym i o rynku papierów wartościowych. Wyniki nie tłumaczyły problemu Enronu, bo tam występował również czynnik społeczny. Codziennie w wiadomościach słyszymy o oszustwach. Jaki to ma na nas wpływ? 

I do zbadania tego wpływu Ariely przechodzi dalej. Znów łącząc logicznie kropki. Nazywam to metodą connect the dots. Lub formułą If this then that. Czyli po prostu logicznym łączeniem wątków! Jak to robić najlepiej? Za pomocą semantycznych znaczników zmian, o których piszę tutaj.

Do kolejnego eksperymentu zaprosiliśmy dużą grupę studentów, Do kolejnego eksperymentu zaprosiliśmy dużą grupę studentów, opłaconych z góry. Wszyscy dostali koperty z wypłatami. opłaconych z góry. Wszyscy dostali koperty z wypłatami. Pod koniec eksperymentu prosiliśmy o oddanie sumy, której nie zarobili. Podobny rezultat. Mając okazję do oszustwa, ludzie z niej korzystają. Oszukują w niewielkim stopniu, ale jednak. Do tego eksperymentu wynajęliśmy też aktora. Po 30 sekundach aktor wstawał i mówił: „Rozwiązałem wszystko. Co teraz?” Badający odpowiadał, że może iść do domu. Tyle. Koniec zadania. Czyli teraz mieliśmy studenta-aktora, jako członka grupy. Nikt nie wiedział, że to aktor. Aktor oszukiwał bardzo wyraźnie. Jak zachowają się inne osoby w grupie? Będą oszukiwać mniej czy więcej? 

Oto co się stało. Wszystko zależało od bluzy aktora. Muszę tu coś dodać. Działaliśmy w Carnegie Mellon i Pittsburghu. Pittsburgh ma dwa duże uniwersytety: Carnegie Mellon i Uniwersytet Pittsburski. Uczestnicy eksperymentu byli studentami Carnegie Mellon. Kiedy aktor miał bluzę Carnegie Mellon, skądinąd własną, grupa oszukiwała więcej. Ale kiedy wkładał bluzę Uniwesytetu Pittsburskiego, oszustwa malały. 

To ważne, bo pamiętajmy, że kiedy aktor wstawał, wszyscy widzieli, że można oszukiwać, bo eksperymentator pozwalał mu iść do domu z pieniędzmi. Nie tyle chodziło tu o ryzyko wpadki, co o normy regulujące oszustwo. Jeżeli oszukuje ktoś z naszego grona, oszustwo wydaje się do przyjęcia. Jeżeli natomiast oszukuje ktoś z innej grupy, z którą nie chcemy się utożsamiać, np. z innego uniwersytetu, klanu, wzrasta nagle poczucie uczciwości, podobnie jak w eksperymencie z dekalogiem. i ludzie oszukują mniej niż zwykle. 

Po tym kolejnym opisie eksperymentu – znów w modelu storytellingowym – z użyciem humoru, Ariely podsumowuje całość. Tak by uporządkować z nami wiedzę. Prowokuje do myślenia.  

Czego więc dowiedzieliśmy się o oszustwie? Wielu ludzi potrafi oszukiwać. Oszukują w niewielkim stopniu. Po refleksji nad moralnością, oszukują mniej. Im większy dystans od obiektu oszustwa, na przykład pieniędzy, tym oszukują więcej. Będąc świadkiem oszustwa, zwłaszcza we własnej grupie, oszukują więcej. Weźmy teraz rynek papierów wartościowych. Zauważmy, co się dzieje w chwili, Zauważmy, co się dzieje w chwili, gdy komuś dużo płacą za zniekształcone postrzeganie rzeczywistości? Czy będzie w stanie tak patrzeć? Jasne, że tak. A jeśli zwiększymy jeszcze dystans do pieniędzy? A jeśli zwiększymy jeszcze dystans do pieniędzy? Wprowadzimy akcje, opcje, pochodne zastawy hipoteczne. Jeśli okaże się, że to już nawet nie żetony, ale coś zupełnie oderwanego od pieniędzy i to od dawna – czy wtedy oszukiwano by więcej? Jak wpływa na społeczność to, że widzi, jak inni oszukują? Uważam, że to wszystko źle wpływa na rynek papierów wartościowych. 

Chcę coś dodać na temat ekonomii behawioralnej. W życiu kierujemy się przeczuciami, które często okazują się błędne. Czy zechcemy wystawiać je na próbę? Zastanówmy się, jak je badać w życiu prywatnym, zawodowym, a zwłaszcza w polityce, przy projektach typu No Child Left Behind, przy tworzeniu nowych giełd, regulacji systemów podatkowych, służby zdrowia itd. Trudno jest badać przeczucia, czego doświadczyłem odwiedzając moje pielęgniarki. 

I tu następuje fragment, który bardzo cenię. Prelegent piękną klamrą zamyka całość. Wraca do wątku szpitalnego. I opowiada – nomen omen – o powrocie do szpitala. Jedna z pielęgniarek ma już imię. Jest osobą z krwi i kości. My słyszymy piękny dialog pomiędzy dojrzałym już Arielym i pielęgniarką. Jaki to jest piękny obrazek!

Wróciłem powiedzieć im, czego nauczyłem się o zdejmowaniu bandaży. Dowiedziałem się dwóch ważnych rzeczy. Po pierwsze Ettie, moja ulubiona pielęgniarka, powiedziała, że nie wziąłem pod uwagę jej bólu. „Jasne, że cię bolało, ale pomyśl o mnie. Zmieniam bandaże komuś, kogo lubię w kółko, przez wiele tygodni. Przedłużanie tortur nie było też dobre dla mnie”. Czyli częściowo robiła to dla siebie. Co ważniejsze, dodała: „Twoje argumenty mnie nie przekonywały. Uważałam, że mam rację”. Myśląc o własnej intuicji, trudno nam uwierzyć, że możemy się mylić. Dodała też, że ponieważ wierzyła że ma rację, ciężko jej było zgodzić się na trudny eksperyment, aby sprawdzić, czy się myli. 

Ariely kończy mówiąc o wspólnym doświadczeniu. O tym, jak bardzo wierzymy swoim intuicjom. I jak często się mylimy. A na koniec po prostu dziękuje. 

Wszyscy doświadczamy tego co dzień. Mocno wierzymy własnym przeczuciom w sprawach własnych zdolności, działania gospodarki, płac dla nauczycieli. Jeżeli nie zaczniemy wystawiać ich na próbę, nie ruszymy z miejsca. O ile lżejsze miałbym życie, gdyby pielęgniarki poddały próbie swoje przeczucia, i o ile lepszy będzie świat, jeśli zaczniemy systematycznie testować intuicje. 

Dziękuję. 


Szczera prawda o nieuczciwości. Jak okłamujemy wszystkich, a zwłaszcza samych siebie, Dan Ariely, Wydawnictwo Smak Słowa

Potęga irracjonalności. Ukryte siły, które wpływają na nasze decyzje, Dan Ariely, Wydawnictwo Smak Słowa

Grosz do grosza. Jak wydawać mądrze i unikać pułapek finansowych, Dan Ariely, Wydawnictwo Smak Słowa

*sformułowanie za darmo bada także Ariely. I okazuje się, że ludzie bardzo, bardzo lubią dostawać „za darmo”. Nawet jeśli oczywiście za to płacą.

**Słowo PACJENT zapożyczyliśmy wprawdzie bezpośrednio z języka niemieckiego (niem. Patient), ale jego rodowód jest starszy i sięga łaciny. Łacińskie określenie patiens miało podstawowe znaczenie ‘wytrzymały, wytrwały, znoszący coś’. Stąd też kolejne znaczenia, powstałe przez logiczne rozwinięcie znaczenia podstawowego: ‘twardy, nieugięty’, a także ‘cierpliwy’ (=’wytrwały’), jak również ‘cierpiący coś’ – a później ‘cierpiący na coś’. Jeszcze w XIX-wiecznej polszczyźnie eleganckim zamiennikiem słowa CIERPLIWOŚĆ była PACJENCJA (również w formie wykrzyknika: Pacjencja!, czyli: Cierpliwości!). Sam wyraz PACJENT do XVI w. był swego rodzaju tytułem honorowym osoby leczącej się u lekarza dyplomowanego (w odróżnieniu od tych „gorszych”, leczących się u znachorów), dopiero z czasem zyskał ogólniejsze znaczenie ‘osoba cierpiąca coś lub na coś i potrzebująca pomocy’. A do końca XIX w. PACJENTÓW mieli nie tylko lekarze, lecz także adwokaci i radcy prawni.

***w książkach Ariely’ego znajdziesz sformułowanie „współczynniki elastyczności” (ang. the fudge factor). 

Photo by Elijah O’Donnell on Unsplash