Przed Tobą
- Dowiesz się kim była Lucy i jej znaczenie nad interpretacją rzeczywistości
- Zobaczysz jak wyolbrzymiamy rzeczywistość
- Poznasz moje zdanie o roli mediów społecznościowych
Wybacz mi. Posłużę się za chwilę figurą bohaterki Lucy. Być może ją kojarzysz. Nie, nie chodzi mi o bohaterkę filmu Luca Bessona. Nie chodzi też o Beatlesowską Lucy in the sky with diamonds. Chodzi mi o pramatkę Lucy*. Dlaczego proszę o wybaczenie? Bo figura Lucy jako naszej pramatki – biblijnej wręcz Ewy – przemierzającej afrykańskie sawanny, jest mocno naciągana. Pardon! Nie jest do końca zweryfikowana naukowo.
Jednak przyda się nam w pewnym eksperymencie myślowym. Wyobraź sobie, że jesteś rzekomą Lucy. Formalnie pierwszą z naszego gatunku. Pierwszą, ale nie jedyną, bo w naszym eksperymencie będziesz potrzebować kumpli do straszenia.
Masz około metra wysokości i ważysz 30 kilo. Co sprawia, że według dzisiejszych standardów masz nadwagę – BMI równe 30**! Skandal, ale ty masz to gdzieś w swoim owłosionym tyłku. 3 miliony 200 tysięcy lat temu nie ma standardów i Instagrama. Więc nikt życzliwy w sieci ci nie poradzi, żebyś schudła***.Uff.
Masz zresztą inne zmartwienia niż opinia innych na temat twojej głowy, zębów, włosów, figury czy wyborów dietetycznych. Musisz przeżyć. I zadbać, żeby kumple też przeżyli.
Hipotetycznie grożą ci tygrysy szablozębne (Homotherium crenatidens) i inne totalnie niepluszowe kotowate (Megantereon cultridens). Jednym z twoich codziennych obowiązków, którego totalnie nie musisz wpisywać sobie do plannera od Pani Swojego Czasu, jest poszukiwanie jedzonka.
Łazisz sobie więc, przemykając po sawannie jak mysz polna między kłosami. Z całą siłą swych krótkich proporcjonalnych do metrowego wzrostu nóżąt. I szukasz.
Nagle dostrzegasz w oddali 3 kształty. Wyglądają znajomo. Ale nie znajomo jak wuj Roman na festiwalu pieroga w Małkini. To coś znacznie gorszego. Przynajmniej tak ci się zdaje. Ponieważ jednak nie masz czasu na operacje filozoficzne, to szybko wnioskujesz (pardon, inferujesz****), że to 3 tygrysy szablozębne.
Szalonym galopem mkniesz w kierunku obozowiska. I ostrzegasz. Kumple jednak patrzą na ciebie trochę jak ja na płaskoziemców. Z czułą nutą niedowierzania. Zdałoby się pogardy. Więc swoimi sygnałami głosowymi (dla naszego eksperymentu przyjmijmy brzmiącymi jak klingoński lub krzyki ultrasów po 5 godzinach maszerowania w towarzystwie piwa i mefeodronu) zaczynasz delikatnie przesadzać. To już nie „prawdopodobnie tygrysy z rzędu Homotherium crenatidens”. To „na 100% potwory, które zeżrą nas żywcem i nawet kości nie wyplują”. To już nie „3 majaczące się w oddali kształty”. To „chyba z dziesięć drapieżników oddalonych o góra dwie wiorsty✝︎”.
Kumple powoli zaczynają kminić. Zagrożenie w porę dostrzeżone. Wspinacie się wspólnie na pobliską akację. Spędzacie tam resztę dnia spierając się o poetykę filmów Kieślowskiego.
Lucy – przyznaj to, kłamałaś. Nie byłaś na 100% pewna, że to są tygrysy. Na pewno też zawyżyłaś ich liczbę i odległość od waszego barrio pobre✝︎✝︎. Wybaczam ci. Totalnie to rozumiem. Twoim zadaniem było ostrzec przed niebezpieczeństwem. Nawet jeśli to niebezpieczeństwo nie było aż tak niebezpieczne.
Dlaczego? Bo koszt niedocenienia niebezpieczeństwa byłby znacznie wyższy niż koszt jego zlekceważenia. Przecież w rezultacie nie podjęliście jakiejś totalnie głupiej decyzji i nie wyprzedaliście wszystkich akcji na rozpuszczoną plotkę o upadku giełdy. Wspięliście się tylko na okoliczną akację.
Pesymistyczna i negatywna inklinacja wrosła w nas ewolucyjnie. Podobnie jak lęk i wyolbrzymianie zagrożeń.
Warto tylko czasem się zatrzymać i zastanowić czy: a) wyolbrzymianie ma teraz zawsze pozytywne skutki i b) czy w jakiś sposób badamy (weryfikujemy) prawdziwość przekazów. Nawet przekazów wyolbrzymionych z arcy-dobrą intencją ostrzegania przed (możliwym) niebezpieczeństwem.
Grubo ponad 3 miliony lat po przygodach Lucy na sawannie, opisałem swoje sukcesy w edukacji online. 23.04.2020 napisałem na Facebooku:
Chwila, w której wykminiłem jak zrobić sobie na jednym komputerze widok prelegenta w Zoom tak, żeby uczestnicy widzieli widok prezentacji to jest moment przełomowy!
Na tyle ile mogę, dotarłem świadomie do swoich intencji. Po pierwsze, chciałem się pochwalić, że robię szkolenia online i korzystam z Zooma. Po drugie, chciałem pewnie jeszcze raz puścić oko do tych znakomitych kolegów i koleżanek, którzy wiedzą o tym czy jest widok prelegenta. Po trzecie, chciałem sprawdzić reakcje.
Do swoich – często w pierwszej chwili nieuświadomionych intencji – mam raczej dobry dostęp. Pisząc książkę Viral. Jak zarażać ideami i szerzyć wirusowe treści, przeryłem dużo badań i przeprowadziłem kilka eksperymentów. Po to, żeby zweryfikować jakie intencje stoją za udostępnianiem, komentowaniem i podawaniem treści dalej.
Większość reakcji była zgodna z hipotezą. Komentujący – świadomie lub nieświadomie – wykorzystali komentarze, by wzmocnić swoją tożsamość i poczucie sprawczości. Albo nawet poczuć się częścią większej grupy, która „też tak ma i totalnie kuma zmagania z technologią podczas pandemii”.
Czekałem tylko, aż ktoś odniesie się do konkretnie wskazanej w moim wpisie platformy – ZOOM. I się doczekałem.
Przepraszam Cię bardzo, ale z jakiego powodu używasz ZOOM? Bo chcę nadmienić, ze jest to apka szpiegowska. Wycofuje się z niej coraz więcej rządów a o korpo nie wspomnę.
Tak brzmiał jeden z komentarzy. Taka współczesna wersja ostrzegania rodem z afrykańskiej sawanny. Szybko zadałem pytanie o „doprecyzowanie sformułowania 'większość rządów się wycofuje’ oraz 'appka szpiegowska’”. Nie doczekałem się. Po jakiś czasie dostałem informacje o wycieku danych do logowania i sprzedaży kont użytkowników Zooma w Dark Necie. Gruba sprawa. Nadal jednak równie odległa od apki szpiegowskiej jak Londek Zdrój od Londynu.
Niestety nie dowiedziałem się, czemu użyto sformułowania 'większość rządów się wycofuje’ oraz 'appka szpiegowska’.
Będę szczery – w pierwszej chwili się wkurzyłem. Głównie pewnie dlatego, że mnie ego zabolało. Ktoś uznał, że nie mam świadomości ataków hackerskich na Zoom. A miałem. Z tego powodu zmieniałem konwencję kilku spotkań online. Dodatkowo też wzmocniłem zabezpieczenia na koncie.
Potem jednak pomyślałem sobie, że intencje były pewnie dobre. A na pewno zrozumiałe. Po pierwsze komentująca chciała dać światu znać, że wie o zagrożeniu. Po drugie – wyolbrzymiła zagrożenie lub użyła nieprawdziwych sformułowań, żeby wywołać adekwatną reakcje. Czyli można rzec – troskliwa Lucy, która chciała, żebym uciekł na pobliską akację.
Zacne.
Równie zacne jak krytyczne myślenie. Użyłem go i nie uciekłem na akację. Bo w moim przypadku czas na poświęcony na analizę i weryfikowanie wiadomości nie był czasem straconym. Moja sytuacja nie wymagała natychmiastowej ucieczki, której odwlekanie oznaczałoby śmierć czy utratę zdrowia. Miałem czas na krytyczne weryfikowanie faktów. W większości sytuacji go mamy.
Nie mamy (i ja też długo nie miałem) nawyku weryfikowania informacji i faktów. Nawyku zadawania sobie pytania, „skąd wiem, że to prawda”. Nawyku tropienia wyolbrzymień. I wreszcie nawyku stawania twarzą w twarz ze swoimi własnymi intencjami i błędami poznawczymi.
Dlaczego? Bo to totalnie niewygodne. Prawda (w większości przypadków) być może nas wyzwoli. Ale prawda też zaboli. Mnie trochę zabolał fakt, że aż tak emocjonalnie krwawi moje urażone ego, gdy ktoś (nawet nieświadomie) sugeruje, że nie kojarzę niebezpieczeństw związanych z Zoomem. Tak samo jak zabolała mnie prawda o tym, że tak naprawdę to była MOJA INTERPRETACJA. Przecież to ja pomyślałem, że ktoś sugeruje. A myśl nie jest faktem.
Lucy wyolbrzymiała i naginała fakty, by chronić swoich. Jej cel być może uświęcał środki. Za informacjami o dramatycznych NOPach (nieporządany odczyn poszczepienny) też mogą kryć się dobre intencje. Przestrzec rodziców. Ale mogą się też kryć fanatyczne fantazje zagorzałych antyszczepionkowców✝︎✝︎✝︎. Wszędzie tam, gdzie w grę wchodzą emocje, pierwszym zakładnikiem są fakty.
Wyolbrzymione opowieści wypierają często nudne i zweryfikowane dane. Wypełniają też często lukę informacyjną. Bo gdy brakuje rzetelnych, prosto przedstawionych faktów; gdy do obiektywnej prawdy trzeba dochodzić wyboistą drogą na Ostrołękę, to wyolbrzymione opowieści są jak narkotyk. Regulują emocje – jak horror oglądany z kanapy. Możemy się bać, nakręcać.
Ale możemy też nie.
Szczególnie jeśli chcemy działać rozsądnie. Ja chciałem. Zweryfikowałem dostępne informacje na temat ataków hackerskich na Zooma. Sprawdziłem też inne narzędzia. Jedyne, które nie odnotowały ataków to te, które cieszą się tak niską popularnością, że nawet gołębie na nie nie srają. Podjąłem decyzję.
Kumple Lucy też podjęli decyzję. Pewnie najlepszą, jaką mogli podjąć. Mieli jedno źródło informacji. Czas spędzony na weryfikacji faktów mógł oznaczać śmierć. A nawet niskie prawdopodobieństwo śmierci ważymy wysoko. I też je przeceniamy.
Ty jednak nie jesteś kumplem Lucy. Nie jesteś też Lucy. Zachęcam cię do odważnego weryfikowania informacji. Do dochodzenia do sedna swoich intencji. Przez twoje (i moje) wyolbrzymione opowieści jakiś biznes może stracić, ktoś podejmie złą decyzję dotyczącą zdrowia, finansów czy życia.
Świat jest pełen realnych zagrożeń. Możemy działać skutecznie, tylko wtedy gdy je realnie ocenimy i zrozumiemy. Dlatego trzeba działać w oparciu o dane, a nie o swoją intuicję naiwnego badacza.
*Swoje imię Lucy zawdzięcza piosence „Lucy in the Sky with Diamonds” zespołu The Beatles, która była przebojem w obozie odkrywców. Jeśli chodzi zaś o piosenkę to hipoteza, że piosenka nawiązuje do LSD, na co wskazywać ma zbieżność pierwszych liter w słowach z tytułu piosenki i nazwy tej substancji. Lennon jednakże zdecydowanie zaprzeczał, że miał coś takiego na myśli. To oczywiście miód na serce zwolenników teorii – w końcu ’jeśli ktoś zdecydowanie zaprzecza, to na pewno ma coś do ukrycia’.
**Totalnie ostrożnie podchodzę do prostej kalkulacji wskaźnikiem BMI. Tu posłużył jako figura retoryczna. W sumie to aż mi smutno, że jako autor zabezpieczam się przed potencjalnymi atakami czytelników, którzy nie rozumieją sarkazmu, ironii i konwencji.
***„Życzliwi” i „troskliwi” w internecie to grupa ciekawa. Często za tzw. troską kryją się jadowite sztylety. „Ja tylko martwię się o ciebie”. O prawdziwym z kolei wymiarze troski pięknie opowiada Janina Bąk na swoim Instagramie w wyróżnionych relacjach.
**** Inferencja to takie szybkie wnioskowanie. Totalnie możesz użyć tego mądrego słowa podczas dyskusji przy stole na imieninach u ciotki Grażyny w Gołubiu. Wystarczy, że powiesz, „Mam wrażenie, że ciocia jedynie inferuje, że koleżanka Bożena zazdrości Thermo Mixa. Jak możemy zweryfikować to przekonanie?”. I już pozamiatane.
✝︎Uprzedzam, że wiem że 3 miliony lat temu miarą wiorsty niczego nie mierzono. FYI.
✝︎✝︎Totalnie wykorzystam każdą okazję, że znam trochę hiszpański.
✝︎✝︎✝︎Nie chcę obrażać rodziców, którzy się autentycznie wahają lub boją. Chodzi mi o fanatyków fundamentalistów, którzy kręcą sobie własne lody strasząc ludzi. Jak choćby guru ruchu antyszczepionkowców, czyli pan Wakefield.
Błądzą wszyscy (tylko nie ja), Carol Tavris, Elliot Aronson, Wydawnictwo Smak Słowa
Szczera prawda o nieuczciwości, Dan Ariely, Wydawnictwo Smak Słowa
Viral. Jak zarażać ideami i tworzyć wirusowe treści, Piotr Bucki, Wydawnictwo Naukowe PWN
Komentarze
Proszę o zachowanie kultury wypowiedzi w komentarzach.