Przed Tobą
- Opiszę strategie „marginal gains”
- Przytoczę sukces brytyjskiej drużyny kolarskiej
- Poznasz zastosowanie w innych obszarach
- Dowiesz się jak skuteczne są małe poprawki
Jak poprawiać to, co można poprawiać w biznesie i życiu.
Szachiści pewnie znają określenie czas operacyjny. Piszę „pewnie”, bo sam z szachów kojarzę głównie nazwy pionków. Które poprawnie nazywamy chyba bierkami. O czasie operacyjnym powiedział mi jednak szachista, więc mu ufam.
Czas operacyjny to ponoć określenie czasu potrzebnego do przeprowadzenia konkretnej rozgrywki. Szachiści znają swoje czasy operacyjne. Ja też – mimo że w szachy nie gram.
Mała zmiana, wielka różnica. Samodzielny 1% to mało. Bardzo dużo elementów poprawionych o 1% to już bardzo dużo. W biznesie i życiu.
Mała zmiana, wielka różnica. Samodzielny 1% to mało. Bardzo dużo elementów poprawionych o 1% to już bardzo dużo. W biznesie i życiu.
Szachiści lubią poprawiać swoje czasy operacyjne. Co raczej nie powinno dziwić. W końcu muszą czasem rozgrywać i trenować partie błyskawiczne. Ja też lubię je poprawiać. I stosuję do tego strategię marginal gains. Czyli poprawiania różnych elementów wpływających na całość złożonego procesu o 1%.
Strategię marginal gains stosuję zresztą nie tylko by poprawić czas. W końcu w moim życiu nie liczy się tylko efektywność czasowa. Czym jest strategia marginal gains, w której wszystko, co się da, poprawiamy o symboliczny procent?
Wyjaśnię to na przykładzie – kolarskim, nie zaś szachowym.
W 2003 roku Brytyjska Organizacja Kolarska zatrudniła nowego trenera Sir Dave’a Brailsforda. Można powiedzieć – w samą porę. Od 1908 roku reprezentacja zdobyła zaledwie jeden medal olimpijski. Prawie sto lat totalnej przeciętności. Przez 110 lat nikt z Brytyjczyków nie wygrał też najbardziej prestiżowego wyścigu – Tour de France. Drużyna była tak kiepska, że jeden z najlepszych producentów sprzętu odmówił sprzedaży rowerów. Obawiał się, że to wpłynie negatywnie na ich pozycję na rynku. I że spadnie sprzedaż.
Zatrudnienie Brailsforda było ostatnią deską ratunku. To, czym nowy trener różnił się od innych, była strategia małych, drobnych usprawnień. W każdym absolutnie obszarze. Wszystko, co składało się na ostateczny wynik, miało być poprawiane o 1%.
Brailford i pomocnicy zabrali się do pracy. Najpierw wzięli pod uwagę wszystko, co składa się na proces. I zaczęli działać. Przeprojektowali siodełka, by były wygodniejsze. Zawodnicy dostali podgrzewane elektrycznie spodenki, by utrzymywać optymalną temperaturę mięśni.
Rozpoczęli treningi z biofeedbackiem, by sprawdzić optymalną stymulację dla każdego zawodnika. Zatrudnili chirurga, który pokazywał zawodnikom jak dokładnie myć ręce. By ograniczyć zachorowania! Dobrali idealnie materace i poduszki. By zadbać o prawidłowy sen. Pomalowali nawet wnętrze ciężarówki do przewożenia rowerów na biało by wytropić każdy pyłek, czy zanieczyszczenie, które mogłoby mieć wpływ na pracę mechanizmów w rowerach.
Wszystkie te drobne usprawnienia – włączając w to dietę, plany treningowe i treningi mentalne – przyniosły efekty. W 2008 roku Brytyjczycy triumfowali na olimpiadzie w Pekinie. W Londynie 4 lata później ustanowili 9 rekordów olimpijskich i 7 rekordów świata. Małe usprawnienia wpływają na sukcesy. Nie tylko w kolarstwie. Wpływają też na to, jak wypadniesz na swoich kolejnych warsztatach, konferencjach czy spotkaniach.
1% to niewiele. Taki wzrost gospodarczy oznaczałby już tarapaty. Jednak w strategii marginal gains dodajemy do siebie te niewielkie marginalne wzrosty i osiągamy dobry rezultat.
Załóżmy, że chcę lepiej występować na konferencyjnych scenach. Tam na sukces składają się takie elementy jak wartość (którą dajemy odbiorcy), narracje (przykłady i dopracowane case studies), dobre wzmocnienie wizualne (slajdy), podanie (tembr głosu, dykcja, intonacja i prozodia), a także świadomość własnej skuteczności i zdrowa samoocena (które z kolei wpływają na reakcję na stresującą sytuację).
Gdy rozbiorę wystąpienie czy szkolenia na takie części pierwsze i każdą z nich będę konsekwentnie szlifował o 1%, to całościowo po prostu będę lepszy.
Podobnie jest z dobrostanem (nie mylić z dobrobytem). Na niego z kolei składa się dobry jakościowo sen, zdrowe jedzenie, sport, relacje z innymi, sens i celowość swoich działań (praca) i poczucie przynależności do wspólnoty. Jeśli każdą z tych składowych będę poprawiać mozolnie o jeden – mało spektakularny – procent, to mogę dokonać zmian.
Walka o ten 1% nie oznacza, że wymagamy od siebie mało. Oznacza, że mamy świadomość składowych sukcesu. Zresztą strategię tę stosuje się nie tylko w przypadku zmian nawyków czy w sporcie.
O 1% można poprawiać na przykład procesy w szpitalach i placówkach medycznych. Błędy medyczne, których można uniknąć (preventable medical errors) są jednym z cichych zabójców w Wielkiej Brytanii. Z ich powodu umiera więcej osób niż z powodu wypadków samochodowych. Kluczowe jest angielskie słowo PREVENTABLE. Te błędy nie powinny się zdarzać, a zdarzają się nieustannie.
Dlaczego? Głównie dlatego, że lekarze i personel medyczny bardzo boją się szukać obszarów do poprawy – zwłaszcza jeśli oznaczałoby to przyznawanie się do ułomności. To zrozumiałe. W końcu chodzi o reputacje i możliwe sprawy o odszkodowania.
Dlatego w Szpitalu Virginia Mason postawiono na inne podejście. Tam lekarze wyprzedzali błędy i sami świadomie szukali możliwych obszarów do poprawy. Wszystkich zachęcano do zgłaszania pomyłek. Każdy też mógł zgłosić propozycje drobnych (marginalnych) usprawnień. Nawet jeśli przekreślałoby to uznane do tej pory „dobre praktyki”.
Po jednym ze zdarzeń na izbie przyjęć kolorystyczny kod opasek nowo przyjmowanych pacjentów uzupełniono o napisy. Czemu? Bo jeden z pielęgniarzy się pomylił. Pacjentowi, któremu miała być przyznana opaska, której kolor sygnalizował silne alergie lekowe, przypisał inną. Z kodem kolorystycznym oznaczającym „nie reanimować”! Dlaczego się pomylił? Bo był daltonistą.
Do opasek dodano więc tekst. By nawet osoby z tym zaburzeniem widzenia się nie myliły w tak kluczowej sprawie. Wprowadzono bardzo precyzyjne checklisty na bloku operacyjnym, by upewniać się za każdym razem czy wszystko jest zgodne z procedurą i czy na pewno usuwamy ten narząd, który ma być usunięty.
Poprawiono higienę, delikatnie zmieniono ergonomię narzędzi chirurgicznych, usprawniono procesy i wywiady diagnostyczne. Efekt? O 74% spadła liczba spraw, w których trzeba było wypłacać odszkodowania z powodu błędów medycznych. Choć w każdym aspekcie zmiany były niewielkie, razem dały epicki efekt.
Tą samą metodą możesz poprawić swoje poranki, swój sen i swój biznes. Musisz tylko wiedzieć, jakie elementy składają się na całość. I jak będziesz mierzyć postęp – nawet jeśli będzie to mały wzrost o 1%. Powodzenia!
PS: Jeśli chcesz wiedzieć, jak popracować na czasem (nie tylko operacyjnym) to zajrzyj do moich fiszek Jak zawsze mieć czas. A jak chcesz popracować nad wystąpieniami, to zapraszam na UDEMY.
Photo by Tatiana Syrikova
Komentarze
Proszę o zachowanie kultury wypowiedzi w komentarzach.