Pięć tygodni ciszy

O włoskim mieście, które zamilkło, by zachować coś cennego. Pod koniec stycznia 2019 dwójka nastolatków…

1332 słowa
7 minut
1332 słowa
7 minut

Przed Tobą

1332 słowa
Ich czytanie zajmie Ci około
7 minut
Jeśli zdecydujesz się powiedzieć tak temu tekstowi, dowiesz się:

  • Przedstawię Ci historie Cremony i nagrywania dźwięku skrzypiec Stradivariusa
  • Dowiesz się dlaczego skrzypce Stradivariusa są tak cenione
  • Pokażę Ci moją radość z ciszy
  • Zapamiętasz aby mieć większy szacunek do ciszy

O włoskim mieście, które zamilkło, by zachować coś cennego.


Pod koniec stycznia 2019 dwójka nastolatków całowała się namiętnie na schodach przed Audytorium Giovanniego Arvedi’ego we włoskim mieście Cremona. 

Podszedł do nich Leonardo Tedeschi. 

Poprosił, żeby przestali. Nie dlatego, że przeszkadzała mu namiętność w pobliżu budynku, w którym mieści się Fondazione Museo del Violino Antonio Stradivari. Czyli muzeum, w którym można oglądać oryginalne skrzypce wykonane przez znanych lutników, w tym Antonio Stradivariego i Giuseppe Guarneriego del Gesù.  

Poprosił ich, żeby przestali się całować i śmiać, dlatego, że od stycznia 2019 roku przez 5 tygodni w Cremonie miała panować cisza. Całe miasto zamilkło, by zachować coś niezwykle cennego. 

Dźwięk skrzypiec. 


Czy dziś można by zbudować skrzypce Stradivariusa? Teoretycznie tak. Jednak nawet idealnie odtworzona konstrukcja nie zagwarantuje dźwięku charakterystycznego dla oryginalnych instrumentów. 

Dlaczego?

Bo materiały, z których powstawały skrzypce Stradivariusa, już nie istnieją. 

Kiedyś drzewa – ze względu na dłuższe i mroźniejsze zimy – rosły wolniej. A to oznaczało większą gęstość samego drewna. Gęstość, która w ewidentny sposób wpływała na dźwięk. Stradivarius i inni mistrzowie z Cremony pracowali więc na materiale, do którego żaden współczesny Sapiens nie ma prawdopodobnie dostępu. Zwłaszcza że mistrzowie z tamtej epoki często nie pracowali na drewnie pozyskiwanym ze świeżo ściętych drzew. Skrzypce wyrabiali z materiałów odzyskiwanych ze starych kościołów. Teraz to raczej wykluczone. Nikt przy zdrowych zmysłach nie rozmontowałby, chociażby ołtarza z Bazyliki Mariackiej w Gdańsku, czy drewnianej cerkwi, by skonstruować genialną kopię Stradivariusa. 

Możemy więc cieszyć się dźwiękiem tych wyjątkowych instrumentów, jedynie słuchając utworów wykonywanych na oryginałach. 

Te oryginały jednak się starzeją. Jak wszystko, poza Cher. A to oznacza, że ich piękny dźwięk też powoli się starzeje. 

Warto go więc zachować na wieki. Jak? Nagrywając każdy dźwięk! I mam na myśli każdy. Czyli nie tylko każdy dźwięk w słyszalnej skali, który można wydobyć ze skrzypiec. Także każdy dźwięk w każdym tempie, natężeniu i technice. A to oznacza bardzo długi i wyczerpujący proces. 

Pomyślisz sobie – nic trudnego. Bierzesz skrzypce i nagrywasz w studio. Tyle że skrzypce mistrzów z Cremony to nie worek z ziemniakami. Nie możesz ich po prostu zabrać i wozić po świecie. Trzeba nagrywać tam, gdzie są przechowywane. Czyli w Cremonie. A Cremona to Włoskie miasto. Co oznacza, że tam żyją ludzie. I że ci ludzie, to Włosi, którzy mają raczej ekspresję ekstrawertywną, ekspresywną, by nie rzec głośną. 

Na szczęście jednak ktoś znalazł sposób niezwykle prosty. Prosty w teorii, bo w praktyce wymagający hartu ducha, zrozumienia i solidarności. 

Burmistrz Cremony poprosił mieszkańców, by byli cicho. Przez 5 tygodni. 

W tym czasie, w gwarnym centrum lokale, gastronomia, turyści zachowywali się, jakby brali udział w jakimś zbiorowym nuceniu piosenki „Stary Niedźwiedź mocno śpi”. Chodzili na paluszkach, mówili szeptem i ograniczyli wszystkie głośne działania. 

Czasem się zapominali. Jak dwójka nastolatków. Zawsze jednak ktoś ich życzliwie upomniał.

Śmieciarki wywoziły śmieci poza godzinami nagrań, kierowcy omijali budynek muzeum, w którym trwały nagrania. Zamilkły śmiechy, rozmowy i krzyki. Cremona zamilkła. Bo Cremona chciała zachować dla świata coś wartościowego. 

Włoskie miasto, które zamilkło. 

Przypomniałem sobie tę historię, gdy jechałem ostatnio w strefie ciszy w pendolino z Trójmiasta do Warszawy. W strefie, która nie potrafiła siedzieć cicho przez dwie godziny i pięćdziesiąt minut. 

Kiedyś mnie to irytowało. Zwracałem uwagę gadającym. Zdecydowanie mniej życzliwie niż burmistrz Cremony Leonardo Tedeschi. 
Dziś zakładam wygłuszające słuchawki i robię sobie własną strefę ciszy. Wszędzie tam gdzie chcę. 

Czasem jeszcze tylko zastanawiam się, dlaczego ta cisza nam tak zawadza. Dlaczego nie potrafimy się nią rozkoszować?


Noise pollution to zatrucie środowiska hałasem. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) to jedno z najgroźniejszych środowiskowych zagrożeń dla zdrowia. Po zatrutym powietrzu, którym tej zimy z pewnością sobie pooddychamy. 

Według Europejskiej Agencji Środowiska (European Environmental Agency) hałas jest przyczyną 16 600 przedwczesnych zgonów i ponad 72 000 hospitalizacji rocznie w samej tylko Europie.

Nie tylko szkodzi ludziom, ale także szkodzi zwierzętom. Według National Park Service (NPS) w Stanach Zjednoczonych zanieczyszczenie hałasem ma ogromny wpływ na środowisko i wyrządza poważne szkody dzikiej faunie i florze. Eksperci twierdzą, że zanieczyszczenie hałasem może zakłócać cykle lęgowe i rozwój zwierząt i roślin, a nawet przyspieszać wymieranie niektórych gatunków.

Jak definiujemy zanieczyszczenie hałasem? 

Na pewno rozmowy w strefie ciszy – bez względu na to, jak irytujące – nie kwalifikują się jak noise pollution

Chyba że ktoś gadałby z siłą powyżej 65 decybeli. 

Bo właśnie hałas powyżej 65 decybeli (dB) Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) definiuje  jako zanieczyszczenie hałasem. Hałas staje się szkodliwy, gdy przekracza 75 decybeli (dB) a jest naprawdę bolesny powyżej 120 dB. WHO zaleca utrzymywanie poziomu hałasu poniżej 65 dB w ciągu dnia. I wskazuje, że spokojny sen jest niemożliwy przy poziomie hałasu otoczenia w nocy przekraczającym 30 dB. Choć w tym ostatnim przypadku, im ciszej, tym lepiej. 

Ja kocham ciszę. Nie głuchą i dojmującą. Taką usłyszałem, gdy po huraganie sprzed kilku lat wszedłem do lasu. Wtedy usłyszałem martwą ciszę.

Kocham żywą. Kojącą. Nasyconą czasem śpiewem ptaków i innymi dźwiękami natury.

Wiem, drący ryją sąsiad na balkonie o 2 nad ranem w sobotę to też dźwięk natury. Ten jednak mnie nie koi. Wręcz przeciwnie. Kiedyś wychodziłem, opierdzielałem. Dziś często wkładam do uszu zatyczki i się poddaję.

Czasem jednak mam ochotę się zbuntować. Przeciw darciu ryja. Przeciw quadom w lesie. Przeciw bananom, którzy prują po mieście bez tłumika swoim golfem trójką. Przeciw paniom i panom, którzy w strefie ciszy czują się tak niekomfortowo, że muszą gadać. Bo cisza jest nie do zniesienie. Przeciw tym, którzy całym swoim jestestwem zabierają ciszę i wypełniają ją sobą i swoim dźwiękiem. Przeciw tym, którzy muszą – po prostu muszą – słuchać Ich Troje z samochodowych głośników swojego passata zaparkowanego na leśnej polanie. Bo by się zesrali, gdyby posłuchali, co ma im do powiedzenia las. Albo nie daj Boże musieliby pobyć ze sobą.

Nie znam powodów, dla których ludzie drą ryja, jeżdżą quadami, prują przez miasto golfami z tłumikiem. Nie mam wcale pewności, że zagłuszają ciszę, bo się jej boją, albo jej nie szanują. Może się mylę. Bardzo chcę się mylić.

Ale też bardzo chcę, żebyśmy czasem zamknęli mordę. No dobra – przepraszam za mordę. Chcę, byśmy zamknęli słodkie usteczka i zamilkli, jak Cremona. Nawet jeśli nie musimy ocalać dźwięku Stradivariusa, lecz zwykłe nawoływanie kosa.


An Italian Town Fell Silent So The Sounds Of A Stradivarius Could Be Preserved, Christopher Livesay, All Things Considered, NPR.

Jariwala, H. J., Syed, H. S., Pandya, M. J., & Gajera, Y. M. (2017). Noise pollution & human health: a review. Indoor Built Environ, 1-4.

Kight, C. R., & Swaddle, J. P. (2011). How and why environmental noise impacts animals: an integrative, mechanistic review. Ecology letters, 14(10), 1052-1061.

Cover Photo by Jairo Zambrano on Unsplash

Komentarze

Proszę o zachowanie kultury wypowiedzi w komentarzach.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

Pokrewne treści

Pokrewne treści

Książki, które do tej pory napisałem, by podzielić się wiedzą i praktykami

Napisałem 8 książek – w tym nagrodzony bestseller „Sapiens na zakupach”. Oraz anglojęzyczny „Life’s a pitch”. Każdą książkę piszę, by przekazać wiedzę, ale także, by sam się czegoś nauczyć. Każda książka to dla mnie przygoda i wielkie wyzwanie. Mam nadzieję, że dla ciebie będzie przede wszystkim tym pierwszym.

7 minut
1332 słowa
Pięć tygodni ciszy O włoskim mieście, które zamilkło, by zachować coś cennego. Pod koniec stycznia 2019 dwójka nastolatków całowała się namiętnie na schodach przed Audytorium Giovanniego Arvedi’ego we włoskim mieście Cremona.  Podszedł do nich Leonardo Tedeschi.  Poprosił, żeby przestali. Nie dlatego, że przeszkadzała mu namiętność w pobliżu budynku, w którym mieści się Fondazione Museo del Violino Antonio Stradivari. Czyli […]