Marta Handschke: #humans_of_my_life_34

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Tak tylko mówięTagi

Jestem na okładkach dwóch książek. Swojej i Paula Broksa pt. „Podróż w głąb umysłu”. Na tej drugiej znalazłem się przez przypadek. Szczęśliwy. Autorka propozycji okładki – Marta – fotografowała mnie wcześniej. Jedno ze zdjęć z sesji zaproponowała na okładkę, którą projektowała. Wydawca się zgodził. Autor zaakceptował. I tak mam pamiątkę. Nie tylko mojej dwudziestokilkuletniej twarzy. Ale także świetnej znajomości z Martą Handschke.

Marta też napisała książkę. I wydała ją w Wydawnictwie Czarne, co od razu sytuuje ją na takim moim osobistym Olimpie Wydawniczym. Szczególnie jeśli chodzi o reportaż. Choć jej książka to nie reportaż, a raczej opowieść. O kobietach z jej rodziny

Martę poznałem jednak nie jako autorkę czy fotografkę, a jako uczennicę. Przez jakiś bowiem czas pracowałem z nią nad angielskim. To był ten czas, gdy ja dorabiałem do nędznej aktorskiej pensji, a Marta uczyła się angielskiego, żeby lepiej się porozumiewać w RPA. A że nie znałem Afrikaans, to uczyłem ją angielskiego. 

Nie zaprzyjaźniliśmy się na śmierć i życie, ale na pewno się polubiliśmy. 

Potem Marta pojawiała się w moim życiu w różnych inkarnacjach. Jako graficzka, która projektowała okładki do książek, nad którymi pracowałem w GWP. Jako fotografka, która robiła mi zdjęcia. Jako wokalistka, której słuchałem na płytach zespołu Kobiety. Ostatnio także jako autorka występująca w cyklu Metropolia jest OK. 

Marta jest super. Jej piękne wydatne usta jakoś tak mi się kojarzyły z Afryką. I choć nie mam pewności, czy tak o niej mówiłem, to na pewno myślałem, że jest taką trochę Mama Afrika. Mocna, ale wrażliwa. Pierwotna ale bardzo kulturowa. No muzykalna. Na scenie i w życiu. Bo jak Marta frazuje zdania, to człowiek ma wrażenie, że słucha muzyki. Dobrej. 

W tym cyklu z każdym jestem spleciony. Z Marta najbardziej materialnie wspomnianą okładką. Duchowo – na poziomie wartości i zadziwienia światem. Dziękuję!