Heurystyka dostępności, spóźnione pociągi i smog: #błędy_poznawcze_3

Opublikowano Kategorie LifestyleTagi , ,

Kiedyś na stronie magazynu The Onion natknąłem się na cudnie sarkastyczny nagłówek. Artykuł opatrzony zdjęciem dyskutujących zawzięcie dziennikarzy zatytułowano: CNN Holds Morning Meeting To Decide What Viewers Should Panic About For Rest Of Day. Czyli „Dziennikarze CNN na porannym spotkaniu decydują o tym, na jaki temat widzowie będą panikować przez cały dzień”.

W tym jednym zdaniu tkwi smutna poniekąd prawda. Media (również te społeczne, kształtowane przez nas) kreślą codzienny krajobraz naszych lęków. Mają ułatwione zadanie. Mózg szybciej i mocniej reaguje na zagrożenia niż na szanse. Poza tym, przy ocenie rzeczywistości posługuje się uproszczonym bardzo oglądem. Tak zwaną heurystyką dostępności.

Heurystyka dostępności – matka kilku przynajmniej błędów poznawczych. Wspólnie z heurystyką reprezentatywności i zakotwiczenia tworzy patchworkową rodzinę, która utrzymuje przy życiu takie błędy jak błąd konfirmacji, motywowane rozumowanie czy dowód anegdotyczny. Wszystkie dzieci i opiekunów omówię prędzej czy później. Dziś pora na rodzicielkę. W skrócie (nomen omen) heurystyka dostępności oznacza, że im łatwiej przywołać coś z pamięci, tym bardziej jest to prawdopodobne. Czyli im bardziej dostępne jest jakieś zdarzenie tym trafniej (dla twojego umysłu jedynie) oddaje rzeczywistość. Dotyczy to zarówno oceny teraźniejszości, jak i przeszłości.

Heurystyka dostępności – jak każda inna – nie jest zupełnie pozbawiona sensu. Totalnie przydawała nam się sto tysięcy lat temu. Jeśli 3 twoich ziomali połknęły na późny niedzielny brunch tygrysy szablozębne, to wyciągałeś wniosek, że bycie zjedzonym przez tygrysa jest totalnie prawdopodobne i gdybyś tylko mógł to byś dramatyzował na twitterze, że „o boże tygrysy u bram i my przedmurze padamy pod naciskiem kłów”. Zapomniałbyś przy tym, że 97 kolegów i koleżanek jednak nie zjadły. Potem, gdybyś dożył sędziwego wieku 32 lat, w otoczeniu dzieci i wnuków mawiałbyś, „Za moich czasów to dopiero było… Tygrysy były wszędzie, a my ginęliśmy jak muchy”.

Dziś jednak heursytka dostępności jest jednak równie przydatna i rozsądna jak szukanie z Anną Lewandoswką białka w tłuszczu gęsim.

Heurystyka dostępności (ang. availability heuristic) to bardzo uproszczona metoda wnioskowania polegająca na przypisywaniu większego prawdopodobieństwa zdarzeniom, które łatwiej przywołać do świadomości i które są bardziej nacechowane emocjonalnie. Osoby, które padły ofiarą kradzieży, przeceniają wystąpienie takiego zdarzenia w przyszłości. Będą też częściej twierdzić, że w Polsce się kradnie! Częstotliwość wypadków lotniczych większość ludzi uzna za znacznie wyższą zaraz po każdym takim wypadku. Podobnie ludzie często obawiają się bardzo rzadkich przyczyn śmierci, jeśli są one dramatyczne: atak rekina, zamach terrorystyczny itp. Zresztą sam padam ofiarą heurystyki dostępności, bo przykłady na heurystykę dostępności dobieram właśnie z najbardziej jaskrawych i łatwych do przypomnienia przykładów.

Badaniom nad heurystykami poświęcił mnóstwo swego akademickiego czasu Daniel Kahneman. Razem z Tverskim przeprowadzili jeden z moich chyba ulubionych eksperymentów. Badacze pokazali pięciu różnym grupom jedną z liter angielskiego alfabetu (K, L, N, R lub V). Jedna litera na grupę. Potem poproszono osoby badane o oszacowanie, czy w języku angielskim jest więcej słów, które zaczynają się na daną literę, czy też więcej słów jest takich, w których występuje ona na trzecim miejscu. (polski przykład dla litery K: Kolano i zaKupy). Ponad 70% badanych stwierdziło, że więcej jest takich słów, gdzie te litery występują na początku. Dlaczego?

Bo łatwiej jest je przywołać z pamięci! Podobnie jak błyskawicznie odpowiesz, jaka jest pierwsza litera twojego imienia. A chwile dłużej zabierze ci powiedzenie, jaka jest trzecia. W rzeczywistości słów, w których te litery występują na trzecim miejscu jest prawie dwa razy więcej. Wiemy to z potężnej analizy angielskich słów, którą w 1965 roku wykonali Mayzner i Tresselt.

Na heurystyce dostępności (świadomie lub nieświadomie) jadą państwo ze STOP NOP, politycy i spin doktorzy. Oceniamy, że więcej jest zabójstw niż samobójstw (bo o zabójstwach czytamy i słyszymy w mediach). Oceniamy, że zamachów terrorystycznych jest więcej niż kiedykolwiek, bo częściej o nich słyszymy. Tym złym intuicyjnym osądom sprzyja nasza ludzka natura. Intuicja jest trochę jak sztuczna inteligencja. Jeśli karmisz ją odpowiednio dużą ilością zróżnicowanych, reprezentatywnych danych, to masz dobrą intuicję. Jeśli jednak twoje dane są wybiórcze, pochodzą z twojego podwórka, twojego Facebooka i rozmów z wujem Jerzym, to będziesz mieć bardzo złą intuicję.

Ale to nie koniec. Jeśli do heurystyki dostępności dodamy inne mechanizmy społeczne i instytucjonalne, sytuacja się skomplikuje jak sytuacja rodzinna Blake’a Carringtona. Zdaniem Cassa Sunsteina, profesora prawa na Uniwersytecie w Chicago i Timura Kurana, profesora ekonomii na Uniwersytecie Południowej Kaliforni, heurystyka dostępności często łączy się z dwoma mechanizmami społecznymi – kaskadą informacyjną i reputacyjną. Razem ten ménage à trois prowadzi do pojawienia się automatycznego, samopodtrzymującego się procesu tworzenia i rozprzestrzeniania przekonań. Naukowcy nazwali go kaskadą dostępności.

Czym jest kaskada informacyjna? Polega ona na tym, że jeśli posiadamy niepewne informacje (na przykład w kwestiach, na których się totalnie nie znamy) i nie jesteśmy pewni jakie stanowisko mamy zająć w konkretnej kwestii, to mamy w zwyczaju polegać na przekonaniach osób, które wydają się mieć wiedzę oraz ugruntowane zdanie na dany temat. Co więcej reprezentowały do tej pory podobne do naszego stanowisko lub są nam bliskie społecznie i światopoglądowo. Presja, żeby mieć opinię jest duża. Sięgamy więc do źródła bliskiego nam samym. I voila! Opinia gotowa.

Kaskada reputacyjna polega na tym, że zaczynamy podzielać poglądy innych osób nie dlatego, że nie mamy wystarczającej wiedzy, ale dlatego że szukamy społecznej akceptacji lub boimy się społecznego ostracyzmu.

Jeśli jakieś przekonanie staje się społeczną normą, to lepiej się nie wychylać i przyjąć opinię większości. Łatwiej w takiej sytuacji zgodzić się z opinią większości i na przykład uznać za niebezpieczne latanie samolotem po niedawnym zamachu terrorystycznym, zacząć powątpiewać w skuteczność szczepień, gdy kilka zaszczepionych osób zachoruje, czy uznać szkodliwość elektrowni atomowej po nagłośnionej awarii, a nawet opłacalność Brexitu.

Kaskada dostępności (czyli połączenie heurystyki dostępności i kaskady informacyjnej i reputacyjnej) może być neutralnym narzędziem rozprzestrzeniania się przekonań. Ba, może zostać ona nawet wykorzystana do uświadamiania społeczeństwa w przedmiocie złożonych kwestii związanych z np. finansowaniem wydatków publicznych, ochroną zdrowia czy bezpieczeństwem publicznym. Jednym z przykładów działania kaskady dostępności jest uznanie smogu – przez prawie wszystkich poza ministrem Radziwiłem – za problem publiczny. Często nie wiemy co dokładnie nam w smogu szkodzi. Często nie wiemy też jak było we wcześniejszych latach (według danych PAN było znacznie gorzej). Często nawet nie wiemy jak smog naprawdę wpływa na poziom śmiertelności i gdzie dokładnie jest ten smog (czy tylko w Krakowie czy też w innych, mniejszych miastach). Jednak ciągłe nagłaśnianie problemu wpłynęło na rząd i samorządy, co zaowocowało konkretnymi krokami legislacyjnymi.

To przypadek pozytywnego oddziaływania kaskady dostępności. Smog nieustannie jest przedstawiany jako aktualne, poważne zagrożenie dla zdrowia obywateli, z którym należy szybko się uporać. Przy czym smog jest OBIEKTYWNIE zagrożeniem i to totalnie NIETEORETYCZNYM. Więc dostępność informacji o smogu wpływa na jego ocenę. I jest to ocena słuszna.

Z drugiej strony osoba, grupa osób lub instytucja znająca mechanizmy psychologiczne i społeczne tworzenia się przekonań może wykorzystać swoją wiedzę i zdekoncentrowany system medialny w celach korzystnych tylko dla określonej grupy interesu, np. przekonując, że obecnie trwające ocieplenie klimatu nie ma żadnego związku z działalnością człowieka. Negując tym samym OBIEKTYWNE fakty i metanalizy (konsensus naukowy). Jeszcze inna grupa może się posługiwać niepełnymi danymi by szerzyć lęk przed szczepionkami lub cudzoziemcami.

Heurystykę dostępności jako pierwszą zidentyfikowali na początku lat 70. XX wieku Daniel Kahneman i Amos Tversky. Ten wspomniany duet genialnych psychologów, zastanawiał się nad działaniem intuicji statystycznej. Po przeprowadzeniu szeregu badań doszli do wniosku, że jeśli poprosimy kogoś o oszacowanie wielkości takiej kategorii jak na przykład „ludzie, którzy rozwodzą się po sześćdziesiątce”, to nasz badany będzie starał sobie przypomnieć ile rozwiedzionych małżeństw (po sześćdziesiątce) zna i dopiero na tej podstawie oszacować wielkość kategorii. Czyli nie pójdzie do GUS, gdzie takie dane można znaleźć tylko uda się na poszukiwanie danych do swojego własnego DGUS (dość gówniany urząd statystyczny) i wyciągnie dane z własnej totalnie niereprezentatywnej grupy rówieśniczej lub społecznej.

Heurystyka dostępności to przykład zamiany (w głowie) jednego pytania na drugie. Jeśli więc ktoś zapyta nas „ile małżeństw kończy się rozwodem?”, to nieświadomie odpowiadamy na inne, łatwiejsze pytanie „jak łatwo jest mi sobie przypomnieć przypadki rozwodów w moim środowisku”? Skąd mam wiedzieć ile osób się rozwodzi? Znacznie łatwiej pomyśleć czy znam rozwodników i na tej podstawie oszacować procent rozwodów w społeczeństwie.

Jednak to nie liczba przypadków, które jesteśmy w stanie sobie przypomnieć, odgrywa najważniejszą rolę. Psycholog Norbert Schwarz w przeprowadzonych w 1991 roku badaniach dowiódł, że największe znaczenie ma łatwość, z jaką przypominamy sobie takie przypadki. Ludzie, którzy przypomną sobie nawet dwukrotnie mniej rozwiedzionych par, ale przypomną je sobie z łatwością, oszacują kategorię rozwodników jako znacznie liczniejszą, niż osoby, którym – choć przypomniały sobie więcej takich par – przyszło to trudniej.

Nie wszystkie dane można sprawdzić. Do niektórych trzeba się dokopać. Ale bez problemu znajdziesz statystyki policyjne, rozwodowe i podobne. Więc zamiast korzystać z własnej zawodnej pamięci i opierać swoje opinie na chwiejnej bazie heurystyki dostępności, po prostu szukaj odpowiedzi. No i pamiętaj, że okazuje się, że MOŻNA nie wiedzieć i MOŻNA nie mieć opinii na jakiś temat. O MATKO, jakie to jest wyzwalające. NIE mieć opinii. W szczególności na temat, na którym nie trzeba się znać.

Warto się też konfrontować z własną natura. Ja na przykład często podróżuję pociągami. Jeśli mnie spytasz, czy pociągi w Polsce się spóźniają, to natychmiast odpowiem, „TAK, dramatycznie”. Głównie dlatego, że każde opóźnienie to dla mnie duże emocje. Łatwiej jest mi przywołać z pamięci to, co powiązane z silną emocją. Jeśli dodatkowo zadasz mi to pytanie zaraz po tym, jak wysiądę z opóźnionego pociągu, to moje „TAK” będzie jeszcze silniejsze. Tylko, że moje odczucia i dane nie są zupełnie reprezentatywne. W Polsce w zeszłym roku (2018) punktualność kolejowych przewozów pasażerskich kształtowała się na poziomie 88,21% (w I kwartale 2018 roku było to 90,14%). Gorzej wypadało Intercity, którym najczęściej podróżuję. Przewoźnik zanotował punktualność na poziomie 68,20%. A to oznacza, że pociągi się spóźniają, ale nie wszystkie i nie zawsze. Jasne, że mnie to nie uspokaja, gdy słyszę głos robota, który mówi, że „pociągi będą doznawać opóźnień”. Ale trochę jestem dumny, że wiem, że dane można weryfikować.

Uważaj na heurystykę dostępności. To co łatwiej przywołać z pamięci niekoniecznie oddaje dobrze rzeczywistość. To wycinek. Może znaczący. Może nie. To twój wybór czy chcesz się o tym przekonać.

Photo by Sasha Freemind on Unsplash

Bibliografia: