Brak zęba, t-shirt i iluzja przejrzystości. O tym, czego się nie bać wchodząc w nową grupę.

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Marketing, Psychologia, Tak tylko mówięTagi , , ,

Pora na wyznanie. Czasem lubię się sponiewierać. Intelektualnie. W tym celu wchodzę na Pudelka i obliczam proporcje nagłówków, w których występują przymiotniki względem tych nagłówków bez przymiotników. Stan na wczoraj 78 nagłówków na 100 z przymiotnikami. Raz na miesiąc lubię też taki stan cyfrowej lobotomii, który występuje gdy człowiek poczyta sekcję komentarzy na trójmiasto.pl. No i czasem funduję sobie seans totalnie śmieciowej telewizji. 

W ramach totalnej hedonii zapycham neurony najgorszym sortem rozrywki. Szpital, Szkoła, Trudne sprawy i reklamy Aflofarmu. A do tego wszystkie programy z wielką metamorfozą w tytule. W jednym z nich bohaterka snuje swą dramatyczną opowieść. To wymóg konwencji. Musi być mrok, nim nastanie jasność. Której to jasności gwarantem jest li tylko doktor, który czyni cuda. Zanim jednak te cuda uczyni, zaleje pacjentkę wodospadem empatii i otoczy czułym ramieniem zrozumienia. Nigdy nie przekroczy przy tym granic. 

Tym razem pacjentka płacze, bo wycofała się z życia. Unika innych. Bo inni widzą jej niedoskonałość. Jaką? Brak zęba. Ta rzewna narracja jest tak prowadzona byśmy do samego końca nie wiedzieli cóż to za piętno ciąży tej miłej kobiecie. Szczerze, gdy wreszcie na tym pagórku rozpaczy Pani wbija flagę „brak zęba” czuję niedosyt. 

Z dwóch pewnie powodów – po pierwsze spodziewałem się większego (jak u Hitchcocka conajmniej) trzęsienia ziemi. Po drugie – ja przez te 10 minut monologu braku zęba nie zauważyłem. Tak jak zresztą większość ludzi nie zauważa tego, co my uznajemy za totalnie widoczne. To zjawisko to tak zwana iluzja przejrzystości. I pokrewne zjawisko – tak zwany spotlight effect (efekt reflektora punktowego). 

Iluzja przejrzystości to skłonność ludzi do uważania, że ich stan psychiczny jest widoczny dla innych w większym stopniu niż w rzeczywistości. Spotlight effect rozszerza to również na nasze (subiektywnie dostrzegane) defekty. Sądzimy, że inni – w sytuacji społecznej – od razu dostrzegają nasze pryszcze, ukruszone zęby, plamy na koszuli, zagniecenia koszuli. Mamy też przemocne przekonanie, że gdy występujemy w mało komfortowej dla siebie roli w grupie, to grupa od razu węszy nasz stres, lęk, przyspieszony oddech i drżący głos. 

Keeneth Savitsky i Thomas Gilovich wykonali dwa eksperymenty badające powiązanie pomiędzy wystąpieniami publicznymi a iluzją przejrzystości. Pierwszy z nich porównywał poziom lęku postrzegany przez samego występującego oraz przez obserwatora. Wyniki były zgodne z oczekiwaniami: występujący oceniał się znacznie surowiej niż obserwator. Czyli mówcy wydawało się, że wszystko było widać, jak na dłoni. Co nie było prawdą.

W drugim badaniu Savitsky i Gilovich skoncentrowali się na związku pomiędzy iluzją przejrzystości oraz wzrostem lęku podczas przemowy. Podzielili uczestników badania na 3 grupy: kontrolną, wspieraną i informowaną. Wszystkim wyznaczono temat i dano pięć minut na przygotowanie wystąpienia. Po wystąpieniu uczestnicy oceniali poziom swojego lęku, jakość przemowy oraz sam występ. Obserwatorzy również oceniali poziom lęku występujących i jakość ich przemów. Grupa kontrolna nie otrzymała przed wystąpieniem żadnych instrukcji. Zarówno grupie wspieranej jak i informowanej powiedziano, że odczuwanie strachu podczas przemawiania jest normalne. Grupie wspieranej powiedziano, że wedle badań naukowych nie muszą się tym martwić. Grupie informowanej natomiast powiedziano o iluzji przejrzystości, oraz że wedle badań emocje nie są czytelne dla innych w takim stopniu jak ludziom się wydaje. Grupa informowana oceniła siebie lepiej w każdym aspekcie i była również wyżej oceniania przez obserwatorów. Grupa informowana, wiedząc że słuchacze nie będą w stanie dostrzec jej zdenerwowania, odczuwała mniejszy poziom stresu i jej wystąpienia były lepsze.

Pamiętaj – to, że uważasz, że wszyscy widzą, że jesteś zestresowany/a, nie oznacza, że widzą. Myśl nie jest faktem.

No dobra, ale co to ma wspólnego z zębem albo jego brakiem u bohaterki ze wstępu? Otóż okazuje się, że nasi obserwatorzy nie zwracają uwagi na to, co my uznajemy za totalnie widoczne w pierwszym kontakcie

Nasze przekonanie zbudowane jest na silnej emocji. Nie mam zęba, a brak zęba to problem wizerunkowy. Związany z funkcjonowanie w grupie i jakością relacji. Tak jesteśmy wdrukowani kulturowo. Ewolucyjnie zresztą też. Dobre zęby to przecież (prawdopodobnie) dobre geny, ergo dobry potencjał genetyczny, ergo warto się rozmnażać. Wybaczcie, że spłycam

Brak zęba tym samym staje się problemem dla nas ważnym. Dojmującym wręcz. Więc się na nim skupiamy. Uruchamia się nasza selektywna percepcja i cała kruchość self (naszego Ja). Gdy wchodzimy w relację społeczną sądzimy, że to o czym my myślimy (brak zęba) jest tym, co zauważy W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI rozmówca. Nie dopuszczamy, że może być inaczej. Tymczasem może być zgoła inaczej. Dowodzą tego badania Gilovitcha i Savitsky’ego. Wśród nich jeden z moich ulubionych eksperymentów z pogranicza psychologii społecznej i poznawczej. 

Badacze najpierw ustalili, kto wśród studentów jest najbardziej obciachową postacią pop kultury. Wyszło, że Barry Manilow. Potem wydrukowali koszulki z podobizną nieszczęsnego Barry’ego i poprosili wybranych badanych by je ubrali. A następnie przydzielili ich do losowych grup. Po co? Aby w tych grupach wykonali zadania zespołowe. Wyobraź sobie – masz iść do grupy zupełnie obcych ludzi w najbardziej obciachowym t-shircie. Masz z nimi współpracować. Czy sądzisz, że zauważą od razu, że masz na sobie koszulkę z wstydliwym nadrukiem na piersi? Pewnie tak – zwłaszcza, jeśli tego się właśnie obawiasz. Tak też sądzili badani. Mieli silne przekonanie graniczące z pewnością że Barry’ego zobaczą wszyscy. 

A jak było naprawdę?

Mniej niż 20% uczestników pracujących w grupie przez kilkadziesiąt minut zwróciło uwagę na nadruk na koszulce. Czyli jednak nasze defekty i to czego się obawiamy nie są ani tak widoczne, ani tak ważne jak się nam wydaje. To tylko egocentryczne przekonania o tym, że nasze braki są dla otoczenia widoczne. 

Inni mogą mieć inną perspektywę. I naprawdę nie zauważą naszego pryszcza, braku zęba, zakoli, tłustego włosia czy drżącego głosu. Może więc warto wchodzić w procesu grupowy z trochę mniejszym bagażem lęków o to, co zauważą inni. 

Żeby nie było – szanuje emocję bohaterki tego programu. Ma do nich prawo. Lęk o to, że ktoś zauważy, że nie ma się zęba też rozumiem. I to rozumienie opieram na badaniach i wiedzy na temat tego, jak istotne jest dla nas dobre funkcjonowanie w grupie. Ale wiem też, że istnieje iluzja przejrzystości i spotlight effect. I że może pora nie wchodzić w każdą sytuację z lękiem, że ktoś zobaczy, że mam krzywy środkowy palec w prawej stopie czy pryszcza nad lewym łukiem brwiowym. 

Polecam ci też tekst o tym, że naprawdę nie zawsze jesteśmy tak fatalni jak się nam wydaje. A nasze przekonania to czasem po prostu zakręcony na amen słoik z lękiem, który trzeba obstukać, podważyć nożem wieczko otworzyć i wypuścić ten lęk.

Photo by Daniel Reche from Pexels