Czy Media Społecznościowe są jak seks i co z tego wynika

Opublikowano Kategorie MarketingTagi , , ,

 

Media społecznościowe są jak seks

– wszyscy o tym mówią, wszyscy chcą to robić, ale naprawdę niewielu wie jak.

Zamiast budować trwałe związki często trafiają się nam znajomości na jedną noc. I w seksie i w mediach społecznościowych ważny jest podryw – pierwsze wrażenie, ale jeśli chcemy mieć szansę na więcej trzeba się starać i mieć dobrze przemyślaną strategię działania. Z mediami społecznościowymi jest trochę tak jak z całą komunikacją marketingową (i z polityką, ale tą się nie zajmuję) – każdy kogo zapytasz o jakąkolwiek strategię marketingową będzie miał swoje zdanie. Innymi słowy – każdy się zna. Po co więc płacić jakimkolwiek ekspertom od Facebooka i innych fanaberii czy zatrudniać kogoś do prowadzenia działań w mediach społecznościowych albo podpisywać kontrakt z agencją. No właśnie…

Od czasu kiedy media społecznościowe wprzęgnięto do stajni narzędzi wykorzystywanych w komunikacji marketingowej wszyscy rzucili się na nie, upatrując w nich magicznego rozwiązania na wszelkie problemy z komunikowaniem propozycji wartości. Były magicznym i mitycznym świętym Graalem. Każdy chciał mieć swoją stronę na Facebooku. Prosto, bez ograniczeń, no i za darmo. Dokładnie tak samo jak z seksem. Nie ma większych problemów, żeby znaleźć chętnych, nie wiążą się z nimi żadne ograniczenia i w sumie to powinien być za darmo. No i tu magia pryska. Bo można przyjąć, że w 85% przypadków nasza aktywność w social media w najlepszym przypadku przypomina masturbacje. Bardzo często jest zaś nacechowana totalną aseksualnością.

W technicznej prostocie działań w mediach społecznościowych tkwi właśnie ich przekleństwo, które sprowadza się do obecności wszechwiedzących domorosłych ekspertów. Z czasem jest ich coraz mniej – rynek zweryfikował chojraków. Ciągle jednak słychać głosy zdziwienia, że ktoś chce więcej niż stówkę za prowadzenie strony na fejsie. Przecież to tylko wrzucanie postów. Pracy programisty nikt tak nie będzie wyceniał – bo rzadko który z szefów, prezesów czy innych przełożonych będzie miał kompetencje (mniej lub bardziej urojone), żeby się wcinać w kod. A z fejsem to inna sprawa. Przecież każdy go ma, a co się przez to rozumie, wie jak go prowadzić. To takie samo założenie, że skoro każdy z nas je, to z sukcesem poprowadzi restaurację.

Jasne, że komunikacja w mediach społecznościowych jest prosta – dokładnie tak samo jak każda inna komunikacja. Tworzymy relacje, słuchamy, angażujemy się, poznajemy i jest bajka. Tylko, że schematy tylko w teorii są proste – komunikacja marketingowa, tak samo zresztą jak i ta interpersonalna obarczona jest poważnymi barierami. Składają się na nie nasze fałszywe założenia, lub ich brak, porażająca nieumiejętność słuchania i wreszcie całkowita niechęć do dostrzegania błędów i uczenia się na nich. Dlaczego tak się dzieje. No coż – podobnie jak w seksie – nikt nie lubi myśleć o sobie, że robi coś źle.