Jakub Jasiński: #humans_of_my_life_32

Opublikowano Kategorie LifestyleTagi , ,

Wiele lat temu przeszedłem przez piekło. Z dzisiejszej perspektywy był to zaledwie czyściec. Co ciekawsze – niezbędny. Bo to on dał mi nowe życie. Praca, którą wykonywałem i firma, w której się realizowałem doprowadziły mnie do wypalenia zawodowego, ciężkiego epizodu depresyjnego i skrajnego wycieńczenia. Po trochu pewnie się sam do tego doprowadziłem. 

Wyszedłem też sam. Chociaż z wydatną pomocą wielu ludzi. Rodziny, przyjaciół, lekarza i Jakuba. 

Gdy tylko zacząłem odzyskiwać jakąkolwiek chęć do życia, postanowiłem iść na siłownię. Pomysł spodobał się też lekarzowi. Powiedział, „Piotr, masz się socjalizować. Wychodzić do ludzi”. No to wyszedłem. Jasne, że sa inne opcje „socjalizowania”. Myślę, że wiele osób powie nawet, że siłownia może doprowadzić do jeszcze większego doła. Tak – jeśli się jej nie lubi. Ja lubiłem. To znaczy nie lubiłem nigdy tego standego blichtru, ale lubiłem ćwiczenia i spokój porannych zrywów. 

Na siłownię chodziłem już wcześniej. Tym razem chciałem jednak, żeby wszystko było totalnie profesjonalnie. Trener, dieta i regularność. Sześć miesięcy zwolnienia lekarskiego od psychiatry bardzo temu sprzyjało. 

Na Jakuba trafiłem przypadkiem. I to był bardzo dobry przypadek. Rozmawiał ze mną długo. Potem ustalił plan. Dostałem zalecenia i zaczęły się dwa treningi tygodniowo z nim i dwa treningi samodzielne. Odzyskiwałem formę. Odzyskiwałem radość. Pomagały też w tym na pewno leki, dobry sen i bardzo dobre jedzenie. Ale wysiłek pod okiem Kuby na pewno też. 

Jakub to nie „tylko trener”. To znakomity specjalista w swojej dziedzinie. To nie tylko facet, który wygląda tak dobrze, że trafił na okładkę Men’s Health. To nie żaden narcyz totalny, który bardziej interesuje się swoim telefonem, Instagramem czy lustrem, zamiast patrzyć, czy jego podopieczny nie miażdży sobie palców u stopu kettlebellem lub nie dusi się pod ciężarem gryfu na ławce. To trener z wieloma certyfikacjami, który ciągle poszerza swoją wiedzę – głównie w zakresie dietetyki.

Z Kubą miałem najlepsze rezultaty. Wiek metaboliczny spadł do 21 lat (a miałem 36). Miałem genialną sylwetkę. Przede wszystkim jednak miałem doskonały nastrój. Zyskałem też coś jeszcze. Człowieka, który mógł dołożyć swoją cegiełkę do mojej książki „Złap równowage”. Napisał w niej rozdział o sporcie i jego roli w zaburzeniach nastroju. 

Z Kubą widuję się już rzadko. Nie trenuję już z nim. Ale nadal 6 razy w tygodniu oddaję się jakiejś aktywności. 

Może jeszcze kiedyś z nim spotkam się na treningu albo po prostu na kawie. 

Zajrzyj na stronę Jakuba