Dagny Kurdwanowska: #humans_of_my_life_17

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Tak tylko mówięTagi

Co roku odwiedzam Literacki Sopot. Co roku spodziewam się tam spotkać Dagny. I spotykam. I nie jest to żadne „prawo przyciągania”. To racjonalizacja. Dagny po prostu jest tam gdzie są dobre książki. I ciekawi ludzie. 

Szczerze to nie pamiętam, jak się poznaliśmy. Chyba wtedy, gdy z książkami Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego jeździłem po redakcjach magazynów kobiecych. Albo mignęła mi w redakcji Zwierciadła, Twojego Stylu lub Polska The Times. W każdym razie od razu ją zapamiętałem. 

Zapamiętałem też imię. Charakterystyczne. Mocne. Ciekawe. No i pięknie wpisane, w nadaną chyba przez samą bohaterkę, ksywkę „ponury Dagor”. Pięknie ironiczną. Jakby międzywojenną wymyśloną przez Słonimskiego. Ponur Dagor nie jest wcale taki ponury. Śmieje się. Ale też czasem kontestuje rzeczywistości i pisze o… samobójcach i romansach wszechczasów. 

Do tej pory wydała cztery książki – o Tori Amos, o romansach wszechczasów, o słynnych samobójcach i o lęku. Tę ostatnio stworzyła wspólnie z Leszkiem Mellibrudą. 

Dagny to taka spójna postać złożona z nieoczywistych elementów. Dziennikarka z silnymi fascynacjami, która wie bardzo dużo o… Iranie. Pisarka, która potrafi świetnie słuchać i rozmawiać. Jeśli zainteresuje ją sport, to będzie to szermierka. Jeśli jedzie na wakacje to będzie to jakieś odludzie, skąd zda relacje i opowie o poranku w gęstej mgle. 

Ma poczucie humoru. Specyficzne. Inteligentne. Nieco sarkastyczne. 

Zachwyciła mnie rzeczami, których spodziewam się po kimś tak piekielnie inteligentnym. Ale najbardziej chyba tym, że wspólnie z innymi tworzy i buduje historie Kolonii Wawelberga. Remontują, tworzą, odkurzają historię tej jednej z ciekawszych inwestycji w Warszawie. To co było unikatowym projektem społecznym, ufundowanym przez filantropa Wawelberga, teraz kwitnie dzięki Dagny i innym ze stowarzyszenia. 

Dagny raz ze mną rozmawiała. To był fajny wywiad. Zrecenzowała też moje fiszki. I to ona udowodniła w pewnym eksperymencie, ile trzeba razy jechać warszawskim tramwajem, by je przerobić.  

Spotkam ją pewnie jeszcze nie raz. Pewnie tam, gdzie będą książki, dobrzy autorzy i dobrzy ludzie. To dobry zestaw. Takiego jej życzę. 

PS: Gdy wybierałem zdjęcie Dagny, to trafiłem na wiele „profesjonalnych”, „ładnych”. Prawdziwych, ale nie do końca oddających kim jest Dagny. Wybrałem więc takie, które pokazuje ją „przy robocie”. Z laptopem i długopisem. I z wymalowanym na twarzy zainteresowaniem drugim człowiekiem.