Przed Tobą
- Zanalizuję mechanizm prokastynacji
- Poznasz emocję jako kluczowy czynnik odkładania
- Zobaczysz jak prokrastynacja staje się nawykiem, który jest wzmocniony przez nagrodę w postaci chwilowego poczucia spokoju
- Przedstawię Ci strategie radzenia sobie z odkładaniem zadań
- Zachęcę Cię aby pracować nad nawykami aby odnieść sukces
Lubię odkrywać nowe prawdy o sobie. Ostatnio złapałem się na ciekawym mechanizmie. Czasem irracjonalnie przeciągam w czasie planowanie i wyznaczanie konkretnych dat szkoleń dla klientów.
To niedorzeczne. Przecież to nic trudnego. Klient pyta o możliwe terminy. Mogę je bez trudu znaleźć w kalendarzu i odesłać uporządkowaną listę. I czekać na potwierdzenie. Z jakiegoś jednak powodu czasem nie robię tego od razu. Odraczam. Czasem nawet piszę, że pełny obraz będę mieć niebawem i wtedy prześlę terminy.
To znaczy, że nie tylko irracjonalnie odraczam, ale to odraczanie jeszcze racjonalizuję. Redukując przy tym dysonans poznawczy. Muszę przecież jakoś pogodzić tożsamość osoby solidnej z ewidentnie niesolidny zachowaniem.
Dziś już domyślam się, z czego to może wynikać. Prokrastynuję tak, tylko gdy jestem zmęczony i przeciążony. W takim stanie myśl o planowaniu i zapełnianiu kalendarza w przyszłości, nie budzi ekscytacji. Sprawia, że zaczynam – irracjonalnie – antycypować zmęczenia w przyszłości. Zadanie planowania wiąże się nieprzyjemnymi emocjami. Odsuwam je więc w najprostszy sposób – robiąc coś, co wiąże się z emocjami przyjemnymi.
I nie ma tu znaczenia sam typ szkolenia czy klient. Te niezmiennie wywołują radość i ciekawość. Ponurą emocję mój mózg wiąże tylko z czynnością planowania i konkretnego deklarowania.
Podobnie jest zresztą, gdy muszę z czegoś zrezygnować, odmówić czy napisać przykrą wiadomość z inną niewygodną prawdą. Te maile także odkładam. Podobnie jak wizytę u lekarza.
Prokrastynuję, bo czuję nieprzyjemne emocje. Uwierają jak niewygodny but. Więc czym prędzej chcę się ich pozbyć. Wybieram jednak często strategię idiotyczną. Zamiast „zjeść żabę”, odkładam ją na deser. Z pełną przecież świadomością, że z czasem nie stanie się pyszniejsza. Raczej bardziej obślizgła i trudna do przełknięcia.
To nie zdarza się zawsze. Tylko wtedy, gdy jestem zmęczony i przeciążony. Gdy mam przekonanie, że mój kalendarz to mój wróg. Gdy jestem wypoczęty i optymistycznie patrzę na wyzwania, nie prokrastynuję planowania. Sprawia mi wręcz przyjemność. Bo w takich momentach, nie wiąże się z żadną przykrą emocją, której trzeba się pozbyć jak moli z szafy.
Prokrastynacja to irracjonalne odkładanie w czasie spraw ważnych i pilnych. Irracjonalne, bo gdzieś tam wiesz, że prędzej czy później trzeba się będzie z zadaniem zmierzyć. Wybierasz jednak później, nawet gdy nie ma to najmniejszego sensu. I z czasem wyrabiasz nawyk prokrastynowania.
Prokrastynacja to nie lenistwo. Nie gnuśność kanapowego ziemniaka. To także nie wyraz niezwykle słabej „silnej” woli. To wreszcie nie immanentna cecha i stempel w twoim osobistym dowodzie tożsamości. To nawyk, który jak każdy nawyk tworzy się w określonych warunkach.
Na początku jest bodziec. Środowisko, które wywołuje określony stan lub emocję. W moim przypadku, to mail z zapytaniem o terminy. Gdy jestem zmęczony, to zapytanie rodzi emocję. Nieprzyjemną – jak już wiesz. Z nieprzyjemną emocją lub stanem chcesz sobie poradzić. Sięgasz więc po rozwiązania i działasz – to twoja reakcja na emocję wywołaną przez bodziec.
W moim przypadku ta reakcja jest prosta – wystarczy mail przełożyć „na jutro”. Prosty przycisk „snooze until” w Gmailu i po sprawie. Nie ma bodźca, emocja zanika. Pojawia się (złudny) spokój – nagroda. Ta nagroda jest chwilowa, ale działa tu i teraz. Nie trzeba na nią czekać, jak na wypłatę.
Bodziec, emocja, reakcja i nagroda. Cztery składowe każdego nawyku. W tym przypadku nawyku prokrastynacji. Bodziec i emocja to faza problemu. Reakcja i nagroda to faza rozwiązania. Warto je rozpoznać, nazwać i zrozumieć. Oczywiście jeśli chcesz nad nawykiem pracować.
Na początku jest świadomość. Warto się zmierzyć z prawdą o sobie. A potem działać. Metodycznie.
Możesz usunąć bodziec, który wywołuje reakcje. W moim jednak przypadku wydaje się to po prostu głupie. Możesz popracować nad emocją. Zrozumieć ją, nazwać i przepracować. To akurat w moim przypadku strategia całkiem sensowna. Możesz wreszcie zmienić reakcję. Utrudnić sobie niepożądaną. Ułatwić tę, którą chcesz wdrożyć.
W moim przypadku oznaczałoby to usunięcie funkcji snooze until lub ułatwienie procesu odpowiadania i planowania terminów.
Możesz wreszcie obrzydzić sobie nagrodę. Lub nagrodzić się za pożądaną reakcję. W moim przypadku raczej to drugie rozwiązanie wchodzi w grę. Zwłaszcza, że spokój związany z odpowiedzią na maila jest większy niż ten związany z odsunięciem w czasie odpowiedzi.
Strategia, którą przyjmiesz to twoim wybór. Autonomiczny.
Możesz też swoją reakcję zaprogramować jak proces. Warunkując metodą IFTTT (if this than that). Jeśli dostanę mail z zapytaniem o terminy, to od razu spojrzę do kalendarza otwartego na stałe w skrzynce Gmail i odpowiem pełną listą wolnych terminów.
Takie warunkowanie może też dotyczyć czasu, miejsca i kontekstu. I też powinno być zaprojektowane przez ciebie. Świadomie i autonomicznie.
I zgodnie z twoją tożsamością. Bo nawyki zgodne z naszym myśleniem o sobie wdraża się łatwiej. Ja nie lubię myśleć o sobie, jako o prokrastynatorze. Nie jest to częścią mojej „marki”. Nie jest składową mojej tożsamości. Wybieram więc nawyk i pracuję nad nim.
Ty też możesz. Powodzenia!
James Clear, Atomowe nawyki. Drobne zmiany, niezwykłe efekty, Wydawnictwo: Galaktyka, 2019.
Komentarze
Proszę o zachowanie kultury wypowiedzi w komentarzach.