Błędy, tożsamość i uśmiechnięty Kahneman

Opublikowano Kategorie PsychologiaTagi , ,

Daniel Kahneman uśmiecha się za każdym razem, gdy mówi I was wrong (myliłem się). To nie uśmiech sarkastyczny. Nie uśmiech jokera. Nie sardoniczny – charakterystyczny grymas twarzy w przebiegu tężca. Bo Kahneman – laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii – nie choruje na tężca. A już na pewno nie za każdym razem, gdy mówi I was wrong.

Uśmiech Kahnemana to uśmiech człowieka, który wyżej ceni intelektualną pokorę wobec faktów niż „posiadanie racji”. 

Kahneman tłumaczy swoje zadowolenie w prosty sposób. Za każdym razem kiedy się myli ma możliwość aktualizacji swojej wiedzy. I nie czuje tęsknoty za starą wiedzą. Z radością przyjmuję nową. Chcę być taki jak Daniel Kahneman. A nie zawsze jestem – zwłaszcza w kwestiach, w których chodzi o wiedzę, przekonania czy narracje, na których budowałem swoją tożsamość. Prywatną czy zawodową. 

Jakiś czas temu – podobnie zresztą jak Angela Duckworth, Kelly McGonigal i wielu innych psychologów i psycholożek byłem przekonany o prawdziwości i rzetelności teorii o tzw. ego depletion. To teoria giganta psychologii społecznej Roya Baumeistera, z którym zresztą nawet przeprowadziłem wywiad dla Malemana

Swoją teorię Baumeister oparł na badaniach. Dowodził w nich, że siła woli wyczerpuje się wraz z jej nadużywaniem. Czyli jeśli w ciągu dnia musisz często korzystać z zasobów siły woli, to pod koniec dnia trudno ci się będzie powstrzymać przed pokusami. Baumeister – a za nim wielu psychologów – porównywali siłę woli do mięśnia. Jak przetrenujesz, to słabniesz. 

Te badania cytowałem nawet w moich fiszkach Jak się mądrze motywować?. Nie wiedziałem wtedy, że wielu doktorantów zaczęło replikować badania mojego guru. I te replikacje nie potwierdzały wniosków Baumeistera. A to oznacza jedno – teoria została sfalsyfikowana. W nauce to nic złego. Po porostu naturalna kolej rzeczy. Bo w nauce chodzi o dochodzenie do prawdy. A nie o to, kto ma rację. 

Być może dlatego Kahneman uśmiecha się, gdy się myli. Jednak on – nawet w świecie nauki – jest wyjątkiem. Szczególnie w naukach społecznych mamy duży problem. Zimbardo nie chce dyskutować o swoim eksperymencie więziennym – mimo iż wykazano potężne uchybienia metodologiczne. Eysenck fałszował wyniki swoich badań – przez co duża część badaczy w obszarze psychologii osobowości straciła grunt pod nogami. Nie wspominając o wykładowcach. Bo to trochę jak uczyć astronomii rok po przewrocie kopernikańskim. 

Z czego wynika to niechęć do przyznania się, że się mylimy? Prawdopobnie ze przekonania, że błąd, czy też przyznanie się do błędu to oznaka słabości. A nie intelektualnej pokory. 

Trudniej też przyznać się do wiary w nieprawdę, gdy ta nieprawda to fundament naszej tożsamości. Człowiek dąży do spójnego, konsekwentnego opowiadania o świecie i sobie samym. Nasze narracje o sobie tworzymy na podstawie tego, że jesteśmy Skorpionem, prawopółkulowcem czy wzrokowcem lub słuchowcem. A potem okazuje się, że znaki zodiaku są irracjonalne, a podział na prawo- i lewopółkulowców to mit

Albo wydajemy z budżetu firmy kilkadziesiąt tysięcy, żeby przebadać wszystkich pracowników za pomocą Structogramu™ czy innych „kolorów mózgu”. A potem dowiadujemy się, że równie dobrze mogliśmy zaprosić wróżkę Benitę. Bo te metody badania mają podobną rzetelność. Wtedy po prostu trudno nam powiedzieć – myliliśmy się, daliśmy się nabrać. 

Mi też jest cieżko. Ale już kilka razy mówiłem publicznie „myliłem się”. Przychodzi mi to z większą łatwością odkąd swoją tożsamość buduję na moich wartościach, intelektualnej pokorze i na ciekawości. I na przekonaniu, że tylko dzięki myleniu się możemy aktualizować swoją bazę danych. I opowieść o sobie samym.