Panie ze Słoneczka: #humans_of_my_life_37

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Tak tylko mówięTagi ,

Kotlet mielony, kotlet z jajkiem, połowa ziemniaków i buraczki – mówię wyraźnie i na uśmiechu. Wypowiadam tę frazę tak często, jak się da. Tak często, jak jestem w Gdyni i mogę iść do „Słoneczka”. 

Mówię wyraźnie i precyzyjnie. Głównie dlatego, żeby ta gastronomiczna maszyna była jeszcze sprawniejsza. I żeby Paniom było łatwiej. Bo widzę jak się uwijają. I z jaką masą różnych ludzi się spotykają. 

W „Słoneczku” warto być odpowiednio wcześniej. Żeby jeszcze były krokiety, ogórkowa i placki ziemniaczane. Te ostatnie to takie gastronomiczne bingo. Rzadki klejnot. 

A Panie ze Słoneczka to taki trochę rzadki klejnot szybkiej i wymagającej dżungli szybkiego i mega taniego jedzenia. 

Są zwarte i przyjemnie pragmatyczne. Z łatwością rozładowują duże kolejki. Do perfekcji mają opracowany keizen ruchów między bemarami, talerzami i opakowaniami na wynos. Nie marnują chwil. Nie marnują kilodżuli. Gdy akurat nie nakładają jedzenia, to uzupełniają porcje. To taki balet między budyniem, galaretką, racuchem a krokietem. 

Kolejka puchnie. Potem maleje. Fale przyboju, regulowane przez apetyt i cenę. I w tym wszystkim one. Gaje, Temidy i Nike. Na mecie czeka pani przy kasie. Efektywna, energiczna, uśmiechnięta. 

Jem szybko. W tym dziwnym splątanym gąszczu młodych matek, bezdomnych, domnych, biznesmenów i innych menów, hipsterów i pragmatycznych pań domów. 

Koniec przygody – odnosze naczynia. I ostatnim paniom mówię głośno „dziękuję pięknie”. Bo pięknie dziękuję. 

To bardzo proste – tak docenić. Szczególnie wtedy gdy uważamy coś za normę. Moja znajoma kiedyś powiedziała, że dziękuje dzieciom za to, że wykonują obowiązki domowe. Niby „mają je wykonywać bez gadania”. Ale można podziękować. Więc dziękuję Paniom ze Słoneczka