Opowiadaj jakbyś nie znał zakończenia: #słowo_na_niedzielę_47

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Pitching, Psychologia, Tak tylko mówięTagi , ,

Nie wiem jak skończy się moja historia. Ty też nie wiesz. Formalnie zakończy się, gdy lekarz stwierdzi zgon. Ale to nie będzie koniec.

Ktoś być może kiedyś uzna, że twoje lub moje życie zasługuje na opowieść. I ten ktoś może zdecydować się na inne zakończenie. Ostatnie słowa w opowieści nie muszą przecież brzmieć „to już koniec – zmarł”. Mogą dotyczyć tego, co działo się po śmierci. Jakiegoś pięknego zdarzenia. Jakiejś natrętnej myśli.

Może ktoś po moim lub twoim końcu znajdzie list, notatkę, zdjęcie, zmięty bilet do Lizbony, zdjęcie. Może narratorowi zdarzy się coś, co sprawi, że się uśmiechnie, przypomni sobie coś i doda jeszcze kilka słów. Na zakończenie.

Miałem kolegę – Maćka. To była dziwna znajomość. Bo Maciek miał trudnych charakter. Raz był miły, raz agresywny. Bywały takie wieczory, że chciał się spotykać, umawiać i łasić. Bywały też takie, że na wiadomości i pytania o spotkania, odpisywał „pierdol się”. Maciek miał trudny charakter.

To nieprawda. Potem okazało się, że miał przede wszystkim raka jąder i mózgu. Umarł.

Pamiętam, że pisałem do niego, gdy już wiedzieliśmy, że jest bardzo źle. Zastanawiałem się, czy jeszcze odpisze. I co się stanie z wiadomością, której już nie odczyta. Czy rodzina ją skasuje. Czy odczyta. Czy trzeba ważyć słowa. Czy można być szczerym.

Czasem myślę sobie, co jego rodzina zrobiła z wszystkimi ubraniami, które mu dałem w prezencie. Tymi, które mi już nie były zupełnie potrzebne. Tymi, które mi jako esencjonaliście nie przystały.

Nie byłem na jego pogrzebie. Kilka tygodni po uroczystości napisałem do naszego wspólnego znajomego. Zapytałem, czy może wie, gdzie Maciek teraz leży. Jak trafić na jego grób. Nie wiedział, ale obiecał, że się dowie. Po kilku dniach przyszedł mail. Znajomy znajomego przekleił wiadomość od znajomego. I już wiedziałem gdzie Maćka znajdę. Z maila przekleiłem kompletną instrukcje na listę swoich zadań. Bez określonej daty wykonania. Potykam się o to zadanie co tydzień, gdy przeglądam listę bieżących zobowiązań wobec czasu i rzeczywistości.

Co tydzień przypominam sobie o Maćku. I o tym, że czasem trudny charakter to złośliwy guz w mózgu.

Doris Kearns Goodwin radzi by opowiadać historie tak, jakby się nie znało zakończenia. By empatycznym powrozem zaciskać w gardle lęk, niepewność. By przeżywać nadzieję. By wspólnie z bohaterami historii czuć to co naprawdę czuli.

Historie wydarzyły się w przeszłości. Naturalnie wiesz, jak się skończyły. Wiemy, jak się skończył D Day, jak się skończyła obrona Westerplatte. Wiemy, że JFK zamordowano. Wiemy, że Apollo 11 wylądował na księżycu 20 lipca 1969 roku o godzinie 20:17:40. Jednak narrację powinniśmy snuć tak, żeby czuć niepewność, wiarę, nadzieję i lęk. Dokładnie tak, jak ludzie, którzy przecież wtedy nie wiedzieli. Tylko w ten sposób możemy w pełni empatyzować.

Są historie, których zakończenie znasz. Kopciuszek, lądowanie na księżycu, lądowanie w Normandii, Dawid i Goliath, ukrzyżowanie Chrystusa. Postaraj się je opowiadać tak, jakbyś czuł lęk nadzieję i beznadzieję bohaterów. Oni nie wiedzieli jak się skończy. Nie mieli naszej perspektywy. Mieli swoje emocje.

Historie w twoich edukacyjnych, biznesowych będą inne od tych wspomnianych. Tak przeczuwam. Nawet jeśli jednak nie będą dotyczyły kwestii ostatecznych, punktów przełomowych dla ludzkości czy wiary, pamiętaj by je opowiadać tak jakbyś też nie znał/a zakończenia.

Badania Yuan, Major-Girardin i Brown wskazują, że storytelling działa na słuchacza wtedy, gdy ten identyfikuje się z bohaterem. A nie ma lepszej identyfikacji niż współodczuwanie. Rolą narratora jest takie przekazywanie informacji, by to współodczuwanie było intensywne. Emocjonalne.

Wiemy, że Titanic zatonął. Wiemy, ile osób zginęło. Ile przeżyło. Te, które zginęły pewnie nie wiedziały na 100%, że zginą. Te, które przeżyły może traciły nadzieję, że zobaczą jeszcze bliskich i ląd. Na poziomie tych silnych emocji – lęku, nadziei i złości – możemy się z nimi identyfikować.

Pracując nad dobrą historią, inspiruj się dobrymi scenarzystami. Obejrzyj – albo jeszcze lepiej przeczytaj scenariusz serialu „Czernobyl”. Czytaj listy Lincolna i transkrypty rozmów astronautów z Apollo. Obejrzyj wystąpienie Malcolma Gladwella, w którym opowiada historię Dawida i Goliata. Opowiada z perspektywy Dawida, który nie wie czy wygra i Goliata, który jeszcze totalnie nie wie z kim ma do czynienia.

Storytelling można wynieść do poziomu sztuki, budowanej na mocnych neuronaukowych podstawach. Szlify, o których piszę to zabawa dla wytrwałych. Sam cyzeluję tak jedynie część studiów przypadków, które omawiam podczas zajęć czy wykładów. Części z nich nie opłaca się po prostu aż tak macerować sosem empatii. Część po prostu odpuszczam. Czysta ekonomia istnienia. A może lenistwo. Są jednak takie, które na to zasługują. Nie mogę się doczekać, aż ci je opowiem.

Photo by Connor Danylenko from Pexels