Oda do słowa i soczyste pomidory: #słowo_na_niedziele_49

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Marketing, Pitching, Psychologia, Tak tylko mówięTagi , , , ,

Wdowiec lub wdowa. Ktoś, kto stracił żonę czy męża. Sierota – ktoś, kto stracił rodziców. Pogrobowiec – dziecko urodzone po śmierci ojca. W średniowieczu określenie to stosowano czasami jako przydomek władców. Tristan (od Izoldy) też był pogrobowcem.

Tyle słów nazywających nas po stracie. Nie mamy tylko słowa na określenie rodzica, który straciłby dziecko. W żadnym znanym mi współcześnie języku. Tak nienaturalna ta strata. Niechronologiczna.

A wife who loses a husband is called a widow.
A husband who loses a wife is called a widower.
A child who loses his parents is called an orphan.
There is no word for a parent who loses a child.
That’s how awful the loss is.

– Jay Neugeboren – An Orphan’s Tale – 1976

Słowa niosą ładunek. Jak widać są ładunki, których słowa nie uniosą.

Lubię słowa. To za mało powiedziane. Jestem ich gorącym wielbicielem. Ten kod znaczeń, który może wpływać na poszczególne struktury mózgu. Który chrzęszczącym żwirem ogrodowej ścieżki łechce korę słuchową. Który zapachem chodnika w pierwszych chwilach wiosennego deszczu drażni przyjemnie korę śródwęchową. Który czasownikami wstaje, wyciąga, spogląda, biegnie i rzuca się w przepaść uruchamia subtelnie drugorzędowa korę motoryczną

Lubię słowa. Za to jak igrają z naszym mózgiem w subtelnym tańcu ideastezji. Bo my proszę państwa słowa często widzimy i odczuwamy. Mówił o tym podczas wykładu w Rzeszowie profesor Bralczyk. Tak – słowo wklęsły jest przecież wklęsłe. Słowo wypukły ma tę uroczą wypukłą górkę. Słowo szeroki jest szerokie a wąskie tak piekielnie wąskie, że aż czujemy, że trudno się będzie przecisnąć. Profesor – który te przykłady podaje – przyznaje, że nie wie jak to jest, ale tak właśnie jest.

Nie mogę się doczekać, kiedy znów profesora Bralczyka spotkam i opowiem mu o ideastezji i eksperymentach Sapira z 1929 roku. Ten urodzony w 1884 roku w Lęborku antropolog i językoznawca, na 10 lat przed swoją śmiercią, przeprowadził eksperyment. Uczestnikom badania prezentował pary słów – MIL i MAL w obcym im języku. Mówił, że jedno z nich oznacza stół mały. Drugie – duży. Uczestnicy mieli kierując się intuicją powiedzieć, które oznacza które.

Bez względu na język ojczysty, większość badanych wskazywała na MIL jako stół mały. Czuli, że MAL oznacza duży.

A potem Sapir ich odkłamywał i mówił, że ten język nie istnieje. Był zmyślony.

Widzimy i czujemy słowa.

Powinniśmy je szanować i dobierać starannie.

I powinniśmy przestać powtarzać bezrefleksyjnie wyniki badania profesora Mehrabiana jako prawdę objawioną. Sam kiedyś jak baran na szkoleniach z miną bieda-coacha mrużącego oczy powtarzałem jak mantrę – słowa odpowiadają tylko za 7% przekazu.

Nadal wielu tak twierdzi. Mimo że sam profesor Mehrabian błaga by nie rozszerzać wyników jego jednego badania na całą komunikację. Bo to nieetyczne i po prostu głupie. Czemu ja tak robiłem i czemu robi to teraz wielu trenerów komunikacji (włączając w to znanego dziennikarza telewizyjnego)? Bo to wygodne. Lubimy ostateczne miary i konkretne proporcje. Bo wierzymy, że przepis na udaną komunikację jest równie prosty jak przepis na wielkanocny mazurek. 7% słów, 38% tonu głosu i 55% mowa ciała.

Gówno prawda.

Słowa są ważne. Mogą ranić i powodować fizyczny ból. Mogą paraliżować. Mogą wywoływać wojny. Słowa takie jak zaraza, kryzys, nędza, rozszarpane szrapnelem ciała gnijące w błocie pól za wsią mogą wywołać reakcję amygdali. Przemoc słowna to też gwałt na psychice.

Sami go sobie czasem fundujemy – czytając i słuchając wiadomości.

Są też słowa pluszowe, aksamitne, chłodne jak czysta bawełniana pościel w hotelu PURO, ogrzewające jak filcowe kapcie po długim jesiennym dniu. Są też słowa obłe i nędzne – ogólne jak korporacyjna nowomowa czy polityczna sraczka słowna wyrzynana z zaciśniętych ust jak pościel przez rolki starego parowego magla. Strzeż się tych słów.

Słowa są piękne. Krwiste steki i soczyste pomidory z grubymi kryształami soli mieniącymi się w zachodzącym słońcu. Obok gorące ziemniaki. I sadzone jajko z wypukłą kopułą żółtka pod delikatnie ściętą różowiutką błonką. I chłodna maślanka.

Zgłodniałeś/aś?

No widzisz, a to przecież tylko słowa.

Gdy pracuję nad prezentacjami, webinarami i tekstami wybieram je ostrożnie z semantycznego koszyczka. Żongluje nimi. „Pole do dyskusji” zastępuje „przestrzeń zderzania się poglądów i wykuwania myśli”. Wiem że dłużej. Lecz przestrzenniej.

Nasiąkam słowami. Tymi dobrymi. Czytam Atwood, Dostojewskiego, Szymborską. Słucham Stawiszyńskiego, Bralczyka i Andy Rottenberg. Elitarnie? Nie – higieniczniej.

Dobrzy pisarze to zapaleni czytelnicy. Dobrzy mówcy to zapaleni słuchacze i badacze innych mówców. Hunter S. Thompson – amerykański autor – u początku swej drogi, przepisał na maszynie „Wielkiego Gatsby’ego” i „Pożegnanie z bronią”. By poczuć styl F. Scotta Fitzgeralda i Hemingwaya. Ojciec Picassa – Don Jose Ruiz y Blasco – uznawał, że jedną z dróg do mistrzostwa jest kopiowanie dzieł wielkich mistrzów. I od 7 roku życia mały Pablo kopiował Goyę i El Greco. Potem wykształcił swój własny, niepowtarzalny styl. Podobnie jak Hunter S. Thomson, który zaliczany jest do klasyki amerykańskiej literatury.

Nasiąkaj dobrymi słowami. Kopiuj mistrzów. Z czasem wyrobisz swój styl. Dekonstruuj. Baw się słowem. To wdzięczny towarzysz. Semantyczny kumpel na trudne czasy. Przepraszam… ciekawe czasy.

10.04.2020 świętowałem premierę mojej książki Prezentacje. Po prostu! Uparłem się na ten tytuł. 3 słowa, w których chciałem zawrzeć esencje. Bo to książka po prostu o prezentacjach. I zestaw narzędzi, które sprawią, że prezentacje mogą być proste. Chciałem też, żeby tytuł był mój. A cóż może być bardziej mojego niż jednowyrazowe zdanie. Niewiele.

Książkę możesz kupić na stronie wydawnictwa. Taniej niż w Empiku. Zadbałem też o ebook. I audiobook. Przyjemności!

Photo by Rijan Hamidovic from Pexels