Nic nie jest gorsze dla zdrowia niż zbytnia troska o nie: #prawda_czy_fałsz_33

Opublikowano Kategorie LifestyleTagi , , , , ,

List, który napisał Keanu Reaves zawiera „nieprawdopodobnie trafne słowa”, które „wstrząsnęły światem”. Keanu pisze bowiem:

Matka mojego kolegi zawsze zdrowo się odżywiała. Nigdy nie piła alkohol ani nie jadła śmieciowego jedzenia, codziennie trenowała i była bardzo sprawną i aktywną kobietą. Zawsze przyjmowała leki przepisane przez lekarza, a kiedy wychodziła na słońce, to na skórze miała ochronny filtr przeciwsłoneczny. Po prostu, zawsze w najwyższym stopniu dbała o zdrowie… Obecnie ma 76 lat, raka skóry, raka kości i zaawansowaną osteoporozę.

Ojciec mojego przyjaciela zajada się szynką, masłem i tłustym jedzeniem. Nigdy nie trenuje. Kiedy wychodzi na zewnątrz, pozwala słońcu palić skórę do granic wytrzymałości. W efekcie, przeżywa on swoje życie według swoich własnych standardów, a nie tak, jak nakazują mu inni. 

Obecnie ma 81 lat i zdrowie młodej osoby.

Ludzie nie mogą ukryć się przed losem i tym, co im jest pisane. Te słowa pochodzą od matki mojego przyjaciela: „Gdybym wiedziała, że moje życie skończy się w ten sposób, pozwoliłabym sobie na szczęście i smakowanie wszystkiego w pełni.”Nikt z nas nie opuści tego świata żywy, więc, proszę, przestań się obciążać zbyt wieloma myślami i zakazami. Jedz pyszne jedzenie. Biegaj w słońcu. Skacz do morza. Mów prawdę, która kryje się w twoim sercu. Pozwól sobie być głupi. Bądź przyjacielski. Bądź zabawny. Nie ma czasu na nic innego! „

Pod tymi „wstrząsająco prawdziwymi słowami”, które do cna przeszywają istotę jestestwa mądrością buddy, dużo komentarzy. Przeważają pochwalne. Pani Teresa pisze, „To powinna byc nasza jedyna prawda, zyc bez nakazow innych a tym co czuje ciało” (pisownia oryginalna). Wtóruje pani Maria, „Jak najbardziej zgadzam się z treścią tego przesłania, każdy indywidualny organizm inaczej reaguje na pewne przypadki i warto to wziąć pod uwagę przynajmniej ja tak uważam”. No coż – trudno się nie zgodzić z Panią Marią. Niesporczaki (Tardigrada) żyją na całym świecie, zarówno w środowisku wodnym, jak i lądowym. Ale też są w stanie przetrwać w przestrzeni kosmicznej. A to oznacza, uwaga – że inaczej reagują na pewne przypadki – na przykład na brak atmosfery ziemskiej. Ja bym w kosmosie nie przetrwał tak na luzie. Nie do końca jednak rozumiem, co miałoby oznaczać życie tym, co czuje ciało (jak sugeruje Pani Teresa). Na przykład ciało osoby silnie uzależnionej od opiatów czuje potężny głód fizjologiczny i psychologiczny. Ergo według Pani Teresy osoba ta powinna po prostu dostarczyć opiatów, aż do złotego strzału. Broń boże, żeby usłuchała nakazów innych. A już najgorzej, jak posłucha lekarzy czy specjalistów od uzależnienia.

Benjamin Franklin, który jest wyrazicielem myśli zawartej w tytule być może radośnie podał by sobie dłoń z Keanu. Gdyby tylko żył. I gdyby to rzeczywiście Keanu napisał te „wyjątkowo trafne słowa”. (Nie napisał. Nie ma Facebooka i nie ma nic wspólnego z tymi przypowieściami).

Pomijając sam fakt, że aktora wykorzystano tutaj by zastosować regułę autorytetu, to obie przypowieści (nawet zakładając ich prawdziwość) są jedynie czymś co nazywamy dowodem anegdotycznym. To, że jakiemuś dziadkowi, który mieszkał w namiocie z azbestu, jadł smalec, pił wódę od rana, palił dwie paczki karmenów i średnio dwa razy do roku ulegał radośnemu poparzeniu słonecznemu podczas prac polowych z wykorzystaniem toksycznych pestycydów (a nie nosił ubrania ochronnego, bo nie należy słuchać nakazów innych), udało się żyć do setki, a i tak zginął bo go potrącił autobus, nie oznacza, że można to przenosić na całą populację.

W dowody anegdotyczne bardzo jednak chcemy wierzyć, bo najczęściej wspierają one nasze ukryte bądź całkiem jawne motywacje, by o siebie jednak nie dbać. Bo dobanie o zdrowie jest trudne, nudne, wymaga nawyków takich, jak badania kontrolne, zbilansowana dieta, ruch i dbałość o sen. Więc wolimy dowody anegdotyczne. I wierzymy w opowieści, że ktoś kogoś znał, kto nie zapinał pasów i tylko dlatego przeżył straszny wypadek. I wpadamy w kolejną pajęczynę błędów – błąd przeżywalności i heurystykę dostępności. Bierzemy pod uwagę informacje dostępne i uznajemy je za reprezentatywne. W końcu więcej się słyszy o anomaliach (ludziach, którzy przeżyli bo nie zapieli pasów), niż o normie (czyli o wszystkich tych, którzy zapięli i przeżyli oraz tych, którzy nie zapięli i nie przeżyli).

Dla równowagi i dobrego oglądu muszę dodać, że istnieje też swoista odwrotność dowodu anegdotycznego, czyli Błąd ekologiczny (ang.ecological fallacy). Pisała o nim doskonale Janina Bąk w tym tekście. Polega on na nieuzasadnionym przenoszeniu wniosków z korelacji grupowych (dokonywanych na danych opisujących zagregowane zbiorowości) na zależności na poziomie jednostkowym. W szczególności błędne może być wnioskowanie o zależnościach (zwłaszcza bezpośrednich związków przyczynowo-skutkowych), pomiędzy cechami jednostek na podstawie korelacji między danymi opisującymi zbiorowości terytorialne, tzn. uśrednione cechy zamieszkujących je populacji (np. gmin czy regionów). To, że istnieje silna (udowodniona) korelacja między ilością badań przesiewowych w kierunku raka piersi, a mniejszą śmiertelnością, nie oznacza, że na 100% badanie przesiewowe nas uchroni. Jednak znacząco zwiększa prawdopodobieństwo na wyleczenie. Bo to jeden z tych raków, które wcześnie wykryte dają wysokie prawdpopodobieństwo na całkowite wyleczenie.

No właśnie – badania przesiewowe, częste kontrole u dentysty, morfologia dwa razy do roku, badanie RTG co roku, USG jamy brzusznej, markery raka prostaty po 40. roku życia, kolonoskopia, gastroskopia i inne badania profilaktyczne. Czy to już nadmierna troska o zdrowie? A jeśli tak, to czy nawet taka nadmierność może przyczynić się do utraty rzeczonego zdrowia?

Czy nadmierne chodzenie do dentysty, może skutkować czymś więcej niż zdrowymi zębami i przyzębiem? (Pomijam aspekt ekonomiczny bo rzeczywiście jeśli ktoś co dwa tygodnie chodzi na kontrole, to może się zrujnować). Troska o zdrowie rozumiana jako badania profilaktyczne – nawet jeśli będzie nadmierna – w żaden sposób nie rujnuje zdrowia. Chyba, że ukrywamy przed lekarzem, że w tym tygodniu już żeśmy się dali prześwietlić 7 razy i mamy więcej promieniowania w sobie niż Fukoshima..

Czym innym jest oczywiście zaburzone dbanie o zdrowie, które może przyjąć formę zaburzenia. Hipochondria (zaburzenie hipochondryczne) to zaburzenie somatoformiczne, którego dominującą cechą jest stałe nieuzasadnione przekonanie o istnieniu przynajmniej jednej poważnej, postępującej choroby somatycznej. Osoba cierpiąca na hipochondrię ujawnia uporczywe skargi somatyczne lub stale skupia uwagę na ich fizycznej naturze. Normalne czy banalne doznania lub przejawy są często interpretowane jako nienormalne i świadczące o chorobie, a uwaga skupiona jest zwykle na jednym czy dwóch narządach albo układach ciała. Także tutaj jednak nadmierna troska nie rujnuje zdrowia, to raczej choroba (hipochondria jest chorobą) może nam rujnować zdrowie. Podobnie jest w przypadku Zespołu Münchhausena czyli choroby z grupy zaburzeń pozorowanych polegającej na wywoływaniu u siebie objawów somatycznych w celu wymuszenia na personelu medycznym hospitalizacji. Pacjenci domagają się operacji chirurgicznych, aby doprowadzić do deformacji zdrowego organizmu. Zespół występuje u osób, które mają zaburzenia osobowości, zwłaszcza w psychopatii, oraz osób z tendencjami masochistycznymi lub obsesyjnymi. Celem zachowania jest wejście w rolę chorego. Zachowanie to często wiąże się ze znacznymi nieprawidłowościami w zakresie związków z innymi ludźmi.

W przypadku jednak zdrowej troski o zdrowie nic na nie grozi. Poza oczywiście pewnym ostracyzmem innych. Którzy często nasze przywiązanie do zdrowego jedzenia, abstynencji, ruchu czy badań profilaktycznych lub corocznych szczepień na grypę czy też zalecanych szczepień przeciw penumokokom (szczególnie u osób starszych, u których pneumokokowe zapalenie płuc często kończy się śmiercią), będą kwitować stwierdzeniem, „Jak można tak żyć!”.

A ja myślę sobie, że gdy słyszymy argumenty typu, „daj spokój, pożyj trochę” i „żyje się tylko raz” jako powody, dla których inni powinni iść śladem „wolnego człowieka” i przedkładać ociekające starym tłuszczem karminadle popchnięte kalorycznym deserem, który wpędza w śpiączke cukrzycową nad sałatkę, butelkę wina nad butelkę wody czy imprezę do rana nad siłownię od rana, warto pamiętać jedno. Właśnie dlatego, że żyjemy TYLKO raz, powinniśmy o siebie dbać, a robiąc to, nie żyjemy trochę, a BARDZO.

Skupienie na swoim stanie fizycznym i psychicznym prowadzi do nieomal nieograniczonych korzyści. Profilaktyka i wczesna diagnostyka prowadzi do wczesnego wykrycia choroby. Szczepienia na pneumokoki u osób starszych zmniejszają prawdopodobieństwo przedwczesnego zgonu z powodu zapalenia płuc.

W te święta będziemy życzyli sobie zdrowia. Tak jakby było ono kwestią jedynie przypadku lub szczęścia. Jasne – można mieć szczęście i być anomalią. Choć to mało prawdopodobne. O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że jak będziesz dbać o siebie, to będziesz żyć lepiej. Mimo że boisz się, że to może być nudne życie bez zatkanych naczyń wieńcowych, stopy cukrzycowej, raka płuc czy choroby alkoholowej.

Nie życzę ci więc zdrowia. Życzę ci umiejętnej troski o nie.

Panie Franklin – był pan mądry, ale tym razem powiedział Pan bzdurę. Tak naprawdę to Nic nie jest gorsze dla zdrowia niż zaniedbywanie go!