Kora: #humans_of_my_life_11

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Tak tylko mówięTagi , ,

Wstałem o 5:35. Jak zwykle zjadłem owsiankę. Ubrałem się i wsiadłem na rower. Na trasie – mniej więcej o godzinie 7:00 – w słuchawkach zabrzmiał głos prowadzącej poranek radia Tok.fm. Zmarła Kora. Jechałem portową ulicą.

Od razu potem muzyczne wspomnienie. Lucciola.

Portowa dzielnica
Wszystko ma słony smak
Słone włosy, słona skóra

Potem kolejne. Cyklady na cykladach. Kocham Cię, kochanie moje.

Dziś po raz pierwszy robię wyłom w cyklu. Miałem nie pisać o osobach sławnych. Ale jak nie pisać dziś o niej. Urodziłem się w 1975 roku. 4 lata później na orbitę galaktyki polskiej muzyki. Jedyny raz słyszałem Korę i Maanam na festiwalu w Żarnowcu. To było gorące lato. Dla mnie szczególne. Taki licealny bunt. Pojechałem pierwszy raz do Jarocina – rodzice do dziś o tym nie wiedzą. Potem był Żarnowiec. Niewiele pamiętam poza tym, że długo szedłem wracając nad ranem szosą do najbliższych autobusów po koncertach. A z tych koncertów pamiętam ją. I to:

Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony
Stanę wtedy na „RAZ!”
Ze słońcem twarzą w twarz

A także:

Z dołu do góry, z góry na dół
Z ciemności w słońce, z ciszy w krzyk

Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie
Ruch, magnetyczny ruch, ściana przy ścianie.

I potem to mocne, energiczne, stanowcze i magentyzujące,

Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa
Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa
Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa

Potem zakochałem się w Korze na powrót, gdy Steczkowska zaśpiewała Boskie Buenos. Potem wróciła miłość, gdy w jednym z solowych teledysków, Kora wykorzystała ikonografię inspirowaną Friedą. Moją ukochaną artystką.

Mam jeszcze takie drobne, dziwaczne, choć pewnie naturalne wspomnienie z dzieciństwa. Pamiętam jak z dzieciakami z podwórka celowo przekręcaliśmy i wulgaryzowaliśmy tekst piosenki Lipstick on the Glass. Takie podwórkowe połączenie występliwości i – jakby to powiedział Freud – ekscytacji związanej z fazą oralna. Brzydkie wyrazy, które sprawiają frajdę dzieciom. Śpiewaliśmy więc dziecięcym chórem, Chude glizdy on the love… Albo gorzej, Chude p…zdy on the love. Przepraszam.

Dla mnie zawsze była człowiekiem słowa i obrazu. Mniej chyba śpiewu, choć w oczywisty sposób podawała tekst śpiewając. Ale dla mnie zawsze ten tekst był wielki. Obrazowy. Chyba wprowadzę jej piosenki do mojego repertuaru szkoleniowego. Bo w końcu czy nie idziemy z nią tą portową ulicą, na której powietrze jest tak gorące, że z trudem możemy oddychać. Czy nie jemy słodkich, słodkich winogron. Czy widzisz ten sad wiosenny rozgrzany i senny, albo tę polanę w leśnym gąszczu schowaną. Ociecka, Nosowska, Kora, Młynarski, Słonimski – projektowali moje ulubione zdania. Dziś dziękuję. Szczególnie jej.

O 5:35 ja wstałem. Kora odeszła.