Klątwa nad obsadą Glee, rodzina Kennedych i bombardowanie Londynu. Dlaczego widzimy wzorce tam, gdzie ich nie ma‽

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Psychologia, Tak tylko mówięTagi , , , ,

Mam kilka tzw. guilty pleasures (grzeszne przyjemności). Głównie w obszarze rozrywki. Przyznam się do dwóch – oglądam Dynastię na Netflixie i wszystkie sezony Glee. Wiedziałem więc kim była Naya Rivera. Aktorką i wokalistką, która grała właśnie w Glee Santanę. Wiedziałem też, że pod każdym wpisem o jej tragicznej śmierci mogę liczyć na konkretny typ komentarzy. Wskazujących na klątwę!

Naya Riviera była trzecią osobą z obsady Glee, która zmarła przedwcześnie. Cory Monteith (grający Finna) zmarł z powodu zatrucia mieszanką heroiny i alkoholu. Mark Salling w wieku 35 lat popełnił samobójstwo.

Co łączy te śmierci? W zasadzie nic. Oprócz tego, że są odejściami przedwczesnymi. Trójka młodych aktorów, którzy (losowo) znaleźli się w obsadzie jednego serialu. Są to też śmierci niewątpliwie przedwczesne i przez to… niezrozumiałe. Gdy za 40 czy 50 lat okaże się, że umrą inni członkowie obsady nikt nie będzie wysnuwał teorii o klątwie ciążącej nad serialem. Bo te śmierci będą przewidywalne i zrozumiałe. Gdy jednak śmierć jest niezrozumiała (w sumie dotyczy to każdego zjawiska, którego nie ogarniamy naszymi zasobami poznawczymi) wtedy nasz mózg musi znaleźć rozwiązanie. I ukojenie. I znajduje – proste i oczywiste wyjaśnienie-wzór, czyli teorię o klątwie.

Człowiek ma taką niesamowitą właściwość – w każdym absolutnie zbiorze losowych danych potrafi dostrzec wzorzec. Obojętnie czy ten wzorzec rzeczywiście występuje. Czy nie. Dlatego łączymy trzy przypadkowe śmierci, widzimy twarz Jezusa na spalonym toście, Matkę Boską w zacieku na oknie i wyciągamy pochopnie wnioski na temat rozkładu głosów w wyborach prezydenckich.

To zjawisko to iluzja grupowania – naturalna tendencja ludzi do zauważania wzorców tam, gdzie w rzeczywistości ich nie ma. Elementy każdego układu pozostają ze sobą zawsze w jakiejś relacji. Jeśli jest ich wystarczająco wiele, to zawsze możemy znaleźć wśród nich coś, co będzie sprawiało wrażenie regularności. Przykład?

13 sierpnia 2014 roku zmarła Lauren Bacall – ostatnia z 16 super gwiazd wymienianych w przeboju Madonny „Vogue”. Wszyscy nie żyją! Wszyscy byli wymieniani w jednym utworze! Czy w tym nie ma jakiegoś wzorca? Zresztą a’propos samej Madonny – gdy umarł Michael Jackson, Prince i Whitney, wielu wskazywało, że to znak, że teraz umrze właśnie ona. Tak jakbyśmy nie mogli uznać, że śmierć to po prostu zdarzenie losowe. A kostucha to nie ponury kosiarz z Monty Pythona, który ma jakiś plan.

Znajdowanie wzorców to także dobra zgrywalizowana rozrywka dla mózgu . Dostrzegam wzorzec i sam siebie mogę poklepać po ramieniu. Dobra robota! Czuję się przy tym jak dziecko, które odpowiednio poukłada kolorowe kółka by tworzyły tęczowy stożek.

Samo dostrzeganie wzorców nie jest obiektywnie złe. W końcu takie obserwacje dawały i dają też początek wielkim wynalazkom. Jest jednak naiwne wnioskowanie i wnioskowanie i weryfikowanie metodą naukową odkrytych wzorców. W tym pierwszym przypadku wniosku nie weryfikujemy. Raz dostrzeżonego wzorca bronimy. Usztywniamy pogląd. Czasem dobudowujemy kolejne teorie wspierając się tak zwanym motywowanym rozumowaniem (dedukcja motywowana wcześniejszymi przekonaniami i światopoglądem). W tym drugim wykorzystujemy takie skomplikowane narzędzia jak współczynnik regresji statystycznej i z pokorą godzimy się, jeśli nasze dane nie są tak skorelowane jak byśmy chcieli.

Wzorce potrafimy dostrzec wszędzie. Gdy już je dostrzeżemy, to często nie chcemy uznać swojego błędnego wniosku. W badaniach psychologicznych iluzję grupowania łatwo zaobserwować, prezentując ludziom ciągi losowe i regularne i prosząc o ocenę ich losowości. Przykładowo większość ludzi określi sekwencję „OXXXOXXXOXXOOOXOOXXOO” (Gilovich, 1993) jako nie-losową, podczas gdy w rzeczywistości posiada wszelkie cechy sekwencji wygenerowanej losowo (prawie równa liczba obu symboli i czterech możliwych sąsiadujących par). W losowych sekwencjach ludzie oczekują zwykle większej liczby alternacji, niż wynikałoby to ze statystyki. W rzeczywistości większość losowo wygenerowanych ciągów jest oceniana jako prawdopodobne.

Obserwatorzy, którzy analizowali mapy bombardowań Londynu, też dostrzegli wzorzec. Potem okazało się, że błędny. Celność zrzutów bomb podczas II wojny światowej była znikoma. Bombardowano może i z konkretną intencją, ale rezultaty były przypadkowe. Jedynym wzorcem było to, że wszystkie bomby, które spadły na Londyn spadły na Londyn. Ale to taki sam wzorzec jak ten, że 100% osób, które pije wodę umrze.

Michael Shermer – jeden z badaczy zjawiska ukuł nawet termin patternicity, czyli „wzorcyzm”. To tendencja doszukiwania się wzorców tam gdzie ich nie ma.

Człowiek to istota uparcie poszukująca sensu. Wielu z nas nie może się pogodzić z tym, że świat to chaos, przypadek, entropia. Nie możemy się pogodzić z tym, że śmierci bohaterów Glee to po prostu przypadek. Okrutny, ale przypadek. Tak samo jak nie możemy się pogodzić z tym, że nad rodziną Kennedych nie ciąży klątwa.

No coż… nie ciąży. Jest wiele innych danych, które mogą wyjaśniać większą (o ile rzeczywiście jest większa) częstotliwość wypadków w jakiejś rodzinie. To rys osobowości, skłonność do ryzyka (wynikająca zarówno z czynników genetycznych jak i naturalnych). A nawet więcej okazji do… niebezpiecznych zachowań.

Brat mojego dziadka zginał w wieku 14 lat. Skoczył do Bzury koło młynu w Łęczycy. Złamał kręgosłup, zerwał rdzeń kręgowy i zmarł na miejscu. Wiele lat później brat mojej mamy (syn tego dziadka) wypadł przez okno w wieku 14 lat. Nie zginał. Jednak całe życie po wypadku był sparaliżowany od szyi w dół. Czy nad naszą rodziną ciąży klątwa? Nie. To dwa tragiczne wypadki w tej samej rodzinie. Dotyczą dwóch czternastolatków. I jedyny trop badawczy to ewentualnie testosteron, który młodych mężczyzn (en masse) pcha do ryzykownych zachowań.

Pięknie jest poszukiwać wzorców i prawdy. Warto jednak przy tym wykazać się cierpliwością i sposobem. NAUKOWYM. Po to, żeby nie usztywnić się w umysłowym lenistwie jakim jest znajdowanie klątw, teorii spiskowych i regularności na niebie usianym gwiazdami.

Chaos, przypadek i entropia są wspaniałe. Przypadkowo poznałem wspaniałych ludzi. Przypadkowo ten jeden plemnik mojego taty wygrał wyścig do komórki jajowej mojej mamy. To był cud. Wystarczyła sekunda w tę lub inną stronę i przypadkowo by mnie nie było. To cud. Przypadek jest cudem.


Śmierć – każda – boli. Szczególnie ta niezrozumiała. Żeby ją zrozumieć, poradzić sobie z emocją, szukamy wzorca. Wyjaśnienia. To czasem przynosi ukojenie. Nie przeczę. Jednak uznanie przypadkowości śmierci też może przynieść ukojenie. Pomyśl o tym.

Nie dziwią mnie komentarze pod artykułami o śmierci Nayi. Tak samo jak nie zdziwią mnie komentarze, gdy kiedyś przypadkowo jakaś gwiazda odejdzie w wieku 27 lat. Ten rodzaj tropienia i błędnych dedukcji jest głęboko ludzki. Można go korygować tylko edukując. Ale tego w podstawie programowej zdaje się nie ma…

Photo by Karolina Grabowska from Pexels