Cytryny, Burrito i skansen reklamy – czyli Super Bowl 55

Za 70 przewalonych na wybory pocztowe milionów można by kupić około 3,89 trzydziestosekundowych slotów podczas…

856 słów
4 minuty
856 słów
4 minuty

Za 70 przewalonych na wybory pocztowe milionów można by kupić około 3,89 trzydziestosekundowych slotów podczas Super Bowl 55. Ceny za pół minuty zaczynały się od  5,6 miliona dolarów. I marki jak zwykle zapłaciły. A agencje – jak zawsze – tworzyły. Branża się ekscytowała, a publiczność oglądała. Bo Super Bowl to 3 gałki kapitalistycznych lodów w różnych smakach. Profesjonalny sport i potężne za nim stojące pieniądze. Rozrywka podczas Half Time – minikoncert za maksi kasę z makro gwiazdą. I reklamy. Z wielkimi budżetami, przygotowywane przez najlepszych. 

W tym roku było jak co roku. Choć mam coraz częściej przekonanie, że to święto reklamodawców zmienia się w taki skansen. Trzydziestosekundowe formaty są wymagające i pewnie ekscytujące. Jednak i tak wiadomo, że prawdziwie wielkoformatowe reklamy i dzieła sztuki reklamowej ogląda się w sieci. Bo tam można pokazać kilkunastominutowy film reklamowy reżyserowany przez Anga Lee film akcji z Clivem Owenem w roli głównej. I nie trzeba będzie płacić za to równowartości rocznej dotacji na TVP. 

Skansen jednak nadal jest na tyle atrakcyjny, że można spokojnie usiąść i obejrzeć wszystkie propozycje. Zwłaszcza, że zawsze masz pewność, że dostaniesz coś lepszego niż reklamy Aflofarmu czy Apartu. 

W tym roku moim faworytem była prosta – oparta na języku wspólnego doświadczenia – reklama Bud Light Seltzer Lemonade. I właśnie za prostotę i za język doświadczenia oraz odwołanie do najprostszego kulturowego toposu, z godnością Beaty Tyszkiewicz podnoszę tabliczkę z 10. 

Bud Light Seltzer Lemonade to piwo. 5% zawartości alkoholu i smak lemoniady. Lemoniada to dla amerykanów jednak coś więcej niż tylko napój z cytryn. To po pierwsze element wielu legendarnych Case Studies pod zbiorczym tytułem „od zera do milionera”. Z przystankiem na „pierwsze zarobione pieniądze to małe stoisko z lemoniadą przed domem”. Po drugie to składowa amerykańskiej filozofii – When life gives you lemons, make lemonade. Pierwszy raz zainfekował amerykanów tą złotą myślą Dale Carnegie – autor samopomocowego śmiecia z 1948 How to Stop Worrying and Start Living. Dlaczego nazywam książkę śmieciem? Hmm – może dlatego, że receptą na życie nie jest „uśmiechnij się, rozchmurz buzię i wystaw czółko do słońca”. 

Tak czy inaczej amerykanie w to wierzą. Nie wszyscy i nie zawsze, ale powiedzenie, że jak życie na ciebie nasra, użyźnij tym gównem glebę swego samorozwoju ma się dobrze. Szczególnie że zamiast formy fekalnej, użył Carnegie cytrusowej formy. 

Lemonade i powiązana z nim filozofia to doświadczenie amerykańskie. Doświadczeniem za to globalnym był 2020. Rok, który byłby poniedziałkiem, wystygłym mlekiem z kożuchem i kolonoskopią bez znieczulenia. Gdyby był dniem tygodnia, potrawą czy zabiegiem diagnostycznym. 

Ale nie był. Był rokiem, który obfitował w cytryny. Z których część z nas mogła zrobić lemoniadę. Na przykład ta część, w której jest Jeff Bezos czy Mark Zuckerberg. Bo ta część, w której jesteśmy my mogła się cieszyć 6% inflacją i atakami paniki. 

Tak czy inaczej, agnecja Wieden+Kennedy New York zebrała wgląd konsumencki. Odkryła, że to co łączy ludzi, to umiarkowana miłość do 2020 i zrobiła z tego zgrabny obrazek. Na szczęście nie ma tu akordów granych na pianinie i kadrów ludzi wspierających się w pandemicznych czasach. Jest prosty koncept i deszcz cytryn. Obejrzyj. 

W tej reklamie poza prostym konceptem i skorzystaniem z uniwersalnych doświadczeń niechęci do poprzedniego roku, podoba mi się jeszcze uchwycenie zeitgeistu. Ci zblazowani ludzie na imprezie nie jarają się produktem. Oni po prostu mówią – a od kiedy to Bud zaczął robić lemoniadę? A może od kiedy rok 2020 bez litości potargał nasz liberalno-demokratyczny ład deszczem cytryn…

No dobra – to był mój faworyt. A teraz coś co raz jeszcze przypomniało mi, że istnieje coś takiego jak ciary żenady. Big Idea reklamy Chipotle brzmi ‚Can a burrito change the world?’. I ja od razu odpowiadam, że NIE. Burrito nie zmieni świata. A ja nie zmienię zdania na temat Burrito tylko dlatego, że jakieś dziecko opowie mi o tym, jak to wielka marka sprawi, że świat będzie jedną wielką jabłonią z posegregowanymi śmieciami. Bo w to nie wierzę. Green Washing Alert! 

Wiem, dbanie o środowisko i bycie odpowiedzialną marką jest już modniejsze niż Luis Vuitton wśród chińskich sekretarek. Jednak jest coś wysoce krępującego w tezie, że Chipotle uratuje nas od zagłady. Nie wiem… może to nieszczerość mnie tak krępuje? A może fakt, że wielkie marki z dbania o świat zrobiły sobie kolejny lewar marketingowy. I często wzorem HM pokazują, jakimi to są puszystymi kotkami zbierającymi jeansy do recyclingu, by potem spalać je w cementowniach. Bo tak jest taniej. 

Obejrzyj i oceń. Gorsze niż długa reklama Apartu to nie będzie. Z pewnością o wiele krótsze. 

Komentarze

Proszę o zachowanie kultury wypowiedzi w komentarzach.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

Pokrewne treści

Pokrewne treści

Książki, które do tej pory napisałem, by podzielić się wiedzą i praktykami

Napisałem 8 książek – w tym nagrodzony bestseller „Sapiens na zakupach”. Oraz anglojęzyczny „Life’s a pitch”. Każdą książkę piszę, by przekazać wiedzę, ale także, by sam się czegoś nauczyć. Każda książka to dla mnie przygoda i wielkie wyzwanie. Mam nadzieję, że dla ciebie będzie przede wszystkim tym pierwszym.

4 minuty
856 słów
Cytryny, Burrito i skansen reklamy – czyli Super Bowl 55 Za 70 przewalonych na wybory pocztowe milionów można by kupić około 3,89 trzydziestosekundowych slotów podczas Super Bowl 55. Ceny za pół minuty zaczynały się od  5,6 miliona dolarów. I marki jak zwykle zapłaciły. A agencje – jak zawsze – tworzyły. Branża się ekscytowała, a publiczność oglądała. Bo Super Bowl to 3 gałki kapitalistycznych lodów w […]