„Bo tak!” – autorytet, śmieci i biały fartuch: #błędy_poznawcze_20

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Marketing, Psychologia, Tak tylko mówięTagi , , ,

Pamiętam bardzo dobrze wystąpienie doktora Grzyba na ostatnim Festiwalu Książki Psychologicznej. Opowiadał o replikowanych z profesorem Dolińskim eksperymentach Milgrama. Już sam eksperyment, w którym „zwykli ludzie” pod przemożnym wpływem autorytetu gotowi byli razić prądem innych, budzi emocje.

Dodatkowo doktor Grzyb przyjechał z rekwizytem – repliką urządzenia Milgrama, którą używano w polskiej wersji eksperymentu. Świetny ruch. Nie dość, że rekwizyt często wpływa znacząco na zapamiętywanie informacji, to jeszcze prawie wszyscy chcieli sobie robić selfie z maszyną do rażenia prądem.

Ale jak akurat najlepiej pamiętam jedną odpowiedź, którą doktor udzielił na pytanie z sali. Pytanie brzmiało, Jak działać, by jednak ludzie nie byli tak mocno podatni na autorytet. Odpowiedź – w formie krótkiej anegdoty – mniej więcej tak:

Najlepiej wychowywać w duchu ograniczonego zaufania do autorytetów. A nawet umiejętności ich podważania. A to trudne, bo w relacji dziecko-rodzic najprostszą metodą wychowawczą jest właśnie odwoływanie się do autorytetu. Gdy prosimy dziecko, żeby wyniosło śmieci. Ono może odpowiedzieć, Czemu teraz? Nie mogę jutro?

I wtedy my możemy się odwołać do autorytetu przemawiając do młodego tymi słowy, Nie filozofuj gówniarzu. Teraz to teraz

Dziecko może próbować stawiać opór i zadawać w sumie sensowne pytanie, A dlaczego teraz?

My w emocjach możemy odpowiedzieć, Bo tak!

W takim dialogu odwołujemy się do autorytetu i wzmacniamy przekonanie, że jak każą to każą. I trzeba wykonywać obowiązki, a nie zastanawiać się nad ich sensownością w ogóle czy sensownością czasu ich wykonywania. 

Gdybyśmy odpowiedzieli, Zrób to teraz, bo na obiad jedliśmy kurczaka i w śmieciach są kości i resztki. Jeśli ich nie wyrzucisz teraz, to zaczną śmierdzieć i do jutra będzie śmierdziało w całym domu

Taka odpowiedź – dłuższa i wymagająca – uczy dochodzenia przyczyn i być może nawet kwestionowania sensowności niektórych działań. I może uczy też mniejszej pokory wobec autorytetu.

A mniejsza pokora wobec autorytetu może się przydać. Uczy nas o tym boleśnie historia. Uczy też codzienność. 

W słynnym badaniu Hoflinga (1966) eksperymentator, udając lekarza, poprosił pielęgniarki przez telefon o podanie leku pacjentowi. Lek w takiej dawce nie był dozwolony, a pielęgniarkom nie wolno przyjmować poleceń przez telefon. Efekt? 21 z 22 pielęgniarek chciało podać substancję pacjentom. Nikt nie ucierpiał, ale one same cierpiały zapewne później, że zwrot „Tu doktor Smith” potraktowały tak bezrefleksyjnie. Co ciekawe inną grupę pielęgniarek poproszono o ocenę hipotetycznej sytuacji. Przedstawiono im scenariusz – zadzwoni lekarz (którego nie znają) i poprosi o podanie pacjentowi leku w przekraczającej normy dawce. Poproszono je następnie o ocenę ryzyka, że ich koleżanki pielęgniarki to zrobią. Prawie wszystkie uznały, że na pewno nie ulegną autorytetowi.

No właśnie. Myślimy że nie ulegamy. A ulegamy. W reklamach, na konferencjach, w pracy. 

Czasem to zjawisko przybiera ekstremalną formę kapitanozy. Załogi samolotów i statków wielokrotnie widziały błędy kapitanów tuż przed katastrofą. Nawet jeśli ktoś ośmielił się zwrócić uwagę dowódcy, że coś go niepokoi, nie ponawiał już kolejnych prób, gdy tylko kapitan autorytarnie stwierdzał, że ma wszystko pod kontrolą.

Podobne doświadczenia mają pielęgniarki, które nie odważyły się kwestionować decyzji lekarzy, nawet wtedy, gdy były one z całą pewnością niesłuszne. Nie musieli to być lekarze cieszący się poważaniem, wystarczył fakt, że zajmowali najwyższe miejsce w hierarchii placówki medycznej i wykonywali zawód obdarzany dużym autorytetem. To właśnie jest uleganie regule autorytetu do kwadratu, czyli kapitanoza. 

Uczestnicy moich szkoleń często zadają mi pytania – skąd to wiem. Czasem wskazują też na nieścisłości. Każdą taką uwagę witam z radością. Która czasem odpala się z opóźnionym zapłonem. Wiadomo, czasem człowiek nie lubi jak się mu przekłuje balonik ego. Ale jednak się cieszę, że nie ulegają autorytetowi dobrego flow i białej koszuli. 

Tak jak bezrefleksyjnie ulegają autorytetowi Briana Tracy’ego jego wielbiciele. A Tracy skłamał na temat badań. A w zasadzie wymyślił badania, których nigdy nie było, tylko po to, żeby wzmocnić swój przekaz o tym, że warto zapisywać cele na kartce. Mówiłem o tym podczas tego wykładu na USWPS

Nie mam dzieci, więc nie każę im wynosić śmieci. Moimi „dziećmi” są wszyscy, których uczę. I bardzo się cieszę, gdy mówią, a dlaczego? Bo boję się świata, w którym autorytet przyjmujemy bezrefleksyjnie. Obojętnie czy w szpitalu, reklamie czy na marketingowej konferencji. 

Jest jednak pewne zastrzeżenie. Podważając autorytet bądź gotów na dyskusję na fakty, empiryczne badania i naukowe podejście. Nie na dowody anegdotyczne czy „alternatywne fakty”.

Photo by Online Marketing on Unsplash

Hofling CK et al. (1966) „An Experimental Study of Nurse-Physician Relationships”. Journal of Nervous and Mental Disease 143:171-180.

Dariusz Doliński, Tomasz Grzyb, Posłuszni do bólu. O uległości wobec autorytetu w 50 lat po eksperymencie Milgrama, Wydawnictwo Smak Słowa