Na Islandii nie ma McDonalda. Nie pójdziesz też na Pumpkin Spice Latté do Startbucksa. Nie ma też kasyn, ani armii. Po prostu. Nie chcą to nie mają. Po co drążyć temat. Ostatni fastfood ze złotym M w logo zamknięto w 2009 roku. Ostatnie zamówienie postanowiono zachować. I okazało się, że ten zestaw, frytki plus burger, jest jak karaluch, Cher, Rodowicz i PSL – przetrwa wszystko!
Po 12 latach trwa. Podsuszony, ale nienaruszony. Trochę jak Beata Tyszkiewicz w Tańcu z Gwiazdami. Bez urazy, Pani Beato. Ta odporność na ząb czasu jest pełna podziwu i niepokojąca. Zresztą to nie pierwszy raz pewnie kiedy słyszysz o niezniszczalnej frytce czy burgerze, który może konkurować z niektórymi świętymi kościoła katolickiego¹. W konkursie na świeżość po śmierci.
Legendy miejskie głoszą, że komuś spadła frytka pod fotel w golfie trójce i po 28 latach jak go sprzedawał z przebiegiem 32 tysięcy, to ja znalazł i była taka sama jaką ją pożegnał. Innymi słowy, gdyby była koleżanką z liceum, to by wykrzyknął, „Boże nic się nie zmieniłaś”.
No bo się nie zmieniła. Podejrzane, co nie? Jak gładkie czoło Madonny. Zresztą te legendy miejskie (które czasem mogą być prawdziwe) mają jedną podstawową funkcję. Przestrzegać. Tak jak legenda o czarnej wołdze miała przestrzegać dzieci przed chodzeniem po ulicy bez medalika z bozią, tak legenda o frytce może przestrzegać przed jedzeniem czegoś co ma dłuższa datę przydatności niż konserwy US Navy z Iraku.
I w to jak w masło wszedł Burger King. Oponent McDonalds. Reklama zrealizowana dla giganta ze stajni AmRest przez agencję Oglivy’ego bazuje na prostym wglądzie. Ludzie mogą być podejrzliwi wobec czegoś co zdechło i nie śmierdzi. Sama realizacja jest prosta jak konstrukcja cepa. Dla przypomnienia – trzymak, bijak i wiązadło. I ta realizacja jest po prostu dobra.
Na początek wjeżdża Whooper. Świeży. Soczysty. Jak Zac Efron w High School Musical lub J Lo w tej zielonej sukience od Versace. W tle sączy się piosenka (adekwatna) – Dinah Washington: What Difference A Day Makes. I widzimy Whooper – sztandarową kanapkę Burger Kinga – po jednym dniu. I jest rożnica.
A potem już wszystko to, co czeka każdy organizm – w tym Ciebie i mnie – po śmierci. Czyli pleśń, grzyb, chaos i entropia. Piękno rozpadu bez konserwantów. I o to chodzi! Bo taka jest BIG IDEA. Wyrażona zresztą hasłem – THE BEAUTY OF NO ARTIFICIAL PRESERVATIVES. Jesteśmy lepsi, bo gnijemy. A gnijemy bo się nie szprycujemy. Brawo Ogilvy i brawo Burger King.
Wiem, że nie ma co szczytować z powodu reklamy. Jednak to kolejny przykład, że jak się pracuje na wglądzie i Big Idea to można zrobić dobrą reklamę. W tym wypadku nawet niespecjalnie drogą.
Czym jest wgląd wyjaśniałem w tym wpisie. Miłego oglądania i smacznego. Tylko pamiętaj, żeby jeść zanim się zepsuje. Pleśń nie jest zdrowa. Frytka po 12 latach też nie.
PS: Jeśli chcesz się naprawdę zdrowo odżywiać nie słuchaj mnie czy reklam. Nie słuchaj też swojego organizmu, bo powie ci, że masz wpierdzielić 32 ptysie i kilogram bezy. I nie słuchaj InstaDietetyków, którzy z dietetyką mają tyle wspólnego, co ja z łazikiem marsjańskim. Słuchaj dyplomowanych dietetyków i zaleceń WHO.
¹ Święta Bernadetta (1844 – 1879) – po ekshumacji okazało się, że jej ciało nie uległo rozkładowi. W 1925 roku okazało się jednak, że twarz i dłonie (jedyne obecnie widoczne części ciała) uległy częściowemu rozkładowi i sczernieniu. Wtedy to wykonano woskową maskę twarzy na podstawie zachowanych zdjęć, oraz odlew ręki, które są eksponowane zwiedzającym.
Komentarze
Proszę o zachowanie kultury wypowiedzi w komentarzach.