Przed Tobą
- Przedstawię Ci różnicę między uwagą egzogenna vs. endogenna
- Porównam uzależnienie od mediów społecznościowych do uzależnienia od substancji
- Dowiesz się jakie mamy zmiany w mózgu przez uzależnienia
- Pokażę Ci jak uzależnienie wpływa na komunikację
- Zapamiętasz jak ważna jest świadomość nawyków
Podczas ostatniego Festiwalu Książki Psychologicznej w Sopocie rozmawiałem z prof. Nęcką o procesach poznawczych. Ot taka zwykła pogawędka ze specjalistą. Interesował mnie szczególnie wpływ nowych mediów na procesy uwagi. Miałem takie trochę sensacyjne przeświadczenie, że media społecznościowe i technologia, a w szczególności smartfony, rozregulowują nam uwagę. Ubolewałem nad krótkim zakresem uwagi i trochę przy tym przyjąłem narrację wszystkich starszych (od tych młodszych) ludzi, że „kiedyś to były czasy, teraz to nie ma czasów”. W psychologii to taki błąd poznawczy polegający na idealizacji przeszłości. I na myśleniu, że po nas to tylko gorzej.
Profesor mnie jednak zaskoczył. Potwierdził, że z naszą uwagą egzogenną – odpowiadającą za dostrzeganie bodźców zewnętrznych wartych (subiektywnie) uwagi – wszystko jest w idealnym porządku. To, że zauważamy powiadomienie na smartfonie, to znak, że uwaga działa. To, że wyczuwamy wibracje (jeśli występują) telefonu położonego na stole to także sygnał „zdrowych” procesów poznawczych. Problemem może być raczej ciągłe rozpraszanie i nieustanne przerzucanie uwagi pomiędzy bodźcami. Bo wiemy już, że podzielna uwaga nie istnieje. Przerzutna zaś może nas drogo kosztować. Zacząłem się zastanawiać, czy to koszt krótkotrwały, czy też taki, który będziemy ponosić długo i dotkliwie. Czy może technologia zmienia nam mózg?
Na pewno nie na tyle, by doszło do radykalnych zmian ewolucyjnych. Te postępują zazwyczaj wolno. Jednak na poziomie indywidualnym zmiany są zauważalne. Zarówno jeśli chodzi o sam mózg, jak i procesy związane z samokontrolą i nawykami.
Media społecznościowe działają jak narkotyk. Nie metaforycznie, ale literalnie. Pięć do dziesięciu procent internautów nie jest w stanie kontrolować, ile czasu spędzają w Internecie. To uzależnienie psychiczne, nie uzależnienie od substancji. Kończy się jednak tymi samymi zmianami degeneracyjnymi w mózgu. Skany mózgów ludzi uzależnionych od Internetu wykazują podobne upośledzenie regionów mózgu, jak u osób uzależnionych od narkotyków. Występuje wyraźna degradacja istoty białej w regionach kontrolujących przetwarzanie emocjonalne, oraz ośrodkach odpowiedzialnych za uwagę i podejmowanie decyzji. Media społecznościowe zapewniają natychmiastowe nagrody przy bardzo niewielkim wysiłku. Twój mózg zaczyna się przyzwyczajać, co sprawia, że pragniesz tej stymulacji. I zaczynasz pragnąć więcej tego neurologicznego podniecenia związanego z wyrzutem dopaminy i endorfiny po każdej interakcji. Brzmi trochę jak narkotyk, prawda?
Technologia wpływa też na koncentrację. Z uwagą egzogenną (jak wspominał profesor Nęcka) wszystko może być w najlepszym porządku. Jednak z endogenną (świadomą i skupioną) może być problem. Niektórzy argumentują, że kompetencją nowych pokoleń jest umiejętność szybkiego przełączania się między zadaniami i ta wielozadaniowość jest ich atutem. Jednak, gdy przyjrzymy się badaniom, to okazuje się, że porównując użytkowników (heavy users) mediów społecznościowych z innymi, mają oni gorsze wyniki podczas testów funkcji poznawczych badających umiejętność autentycznego przełączania się między zadaniami. Czyli jednak umiejętność szybkiego przełączania się z Insta na Facebooka, a potem na rozmowę, nie wpływa na lepszą produktywność. Wielozadaniowość w Internecie zmniejsza zdolność mózgu do filtrowania zakłóceń. Co więcej, może nawet utrudnić mózgowi przekazywanie informacji do pamięci długotrwałej.
Technologia zaczęła już zmieniać nasze systemy nerwowe.Nasze mózgi są dobodźcowane w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie było w historii. Media społecznościowe również wyzwalają uwalnianie dopaminy – neuroprzekaźnika dobrego nastroju. Naukowcy odkryli (dzięki skanom fMRI), że centra nagród w mózgach ludzi są znacznie bardziej aktywne, gdy mówią o swoich poglądach, a nie słuchają innych. Nic dziwnego – wszyscy kochamy mówić o sobie. Tylko, że w codziennej komunikacji mówienie o sobie to od 30-40% całościowej komunikacji. W mediach społecznościowych ten wskaźnik wzrasta do 80%. A to oznacza, że chcemy być coraz bardziej doładowaniu dopaminą. Przestajemy rozmawiać. Zaczynamy tylko wypowiadać swoje narcystyczne monologi.
Ta sama część mózgu związana z orgazmem, motywacją i miłością jest stymulowana przez korzystanie z mediów społecznościowych, a tym bardziej, gdy wiesz, że masz publiczność. Nasze ciało fizjologicznie nagradza nas za mówienie o sobie w Internecie. W najgorszym wypadku skończy się to już nie prawem do własnej opinii, a prawem do własnej rzeczywistości.
Technologia nas zmienia. Warto mieć tego świadomość i przyjrzeć się swoim nawykom. I zadać pytanie – czy to ja używam mediów społecznościowych, czy one używają mnie.
Komentarze
Proszę o zachowanie kultury wypowiedzi w komentarzach.