8 stopni w październiku, dystans fizyczny i normalne zajęcia.

Opublikowano Kategorie Branding, Lifestyle, Marketing, Psychologia, Tak tylko mówięTagi , , , , ,

W rzeczy samej, nic nie jest złem ani dobrem samo przez się, tylko myśl nasza czyni to i owo takim. Świetnie powiedziane panie Hamlet. A w zasadzie panie Shakespeare, który w usta swego ikonicznego bohatera wsadziłeś to zdanie. Samo przez się nic nie jest dobre, normalne, fajne. Bardzo często nasza etykieta sprawia, że takim się staje.

Weźmy najprostszy choćby przykład – 8 stopni Celsiusza na termometrze w październiku. Zimno, prawda? Szczególnie jeśli pierwszy tydzień miesiąca rozpieszczał nas temperaturami powyżej 20 stopni. A 8 stopni w marcu po długim okresie temperatur na minusie? Ciepło i czuć wreszcie wiosnę w powietrzu. Łazimy z rozpięta kurtką i czujemy, że za chwilę to nawet krótkie spodenki będą totalnie na miejscu.

Samo 8 stopni jest obiektywnie takie samo. My (ludzie, homo sapiens) jednak niczego nie postrzegamy obiektywnie. Do porównania potrzebujemy kontekstu.

Uspokajam – chodzi o stopnie Fahrneheita. W tym memie chodzi o 7,2 stopnie Celciusza.

Na nasze postrzeganie rzeczywistości wpływa etykieta i to jak coś zostanie nam przedstawione. To tak zwane przeramowanie – czyli ustawienie w innej ramie tego, na co gapimy się jak sroka w gnat bez zmiany nastawienia. Mistrzem takiego przeramowania był Fryderyk Wielki (król Prus w latach 1740–1786).

Otóż wpadł on swego czasu na super pomysł – dywersyfikację źródeł węglowodanów w diecie. Podejrzewam, że nie wiedział, że to akurat dywersyfikacja i że o węglowodany chodzi, ale sam pomysł był zacny. Chciał przekonać swych poddanych, by oprócz pszenicy zaczęli hodować też ziemniory. Te dopiero zaczynały się popularyzować w Europie i jakoś totalnego szału nie było.

Fryderyk dobrze kombinował. Jeśli danego roku z pszenicą byłoby równie kiepsko, co teraz z karierą Edyty Górniak, zawsze można by sięgnąć po alternatywę – ziemniaczki.

Był jeden problem – poddani, a w szczególności chłopi – totalnie nie chcieli hodować ziemniaków. Byli podejrzliwi. Nawet rozdawanie sadzonek za darmo nie pomagało. Chłopi uparcie twierdzili, że nawet psu by nie dali tego szajsu. Co brzmi dosadnie zwłaszcza, że w XVIII wieku jakoś totalnie o dobrostan zwierząt na wsi nie dbano.

Fryderyk mógł NAKAZAĆ. To byłoby proste. W ten sposób postępują przecież nasi jasno oświeceni władcy. W tym obecnie królujący w kraju nad Wisłą tytani intelektu.

Ale Fryderyk wiedział coś, na co zdają się nie wpadać rządzący w wielu krajach obecnie. NAKAZYWANIE jest równie skuteczne, co leczenie raka kapustą.

Fryderyk przeramował (ang. reframed) ziemniaka. Zaczął go sam hodować za zamkowymi i pałacowymi murami. Uczynił z niego warzywo luksusowe, niedostępne i pożądane. Zamiast rozdawać, reglamentował. I co? Nagle wszyscy zapragnęli mieć ziemniaka. Bo stał się po prostu totalnie cool. Czy ziemniak się zmienił? NIE. ZMIENIŁO SIĘ MYŚLENIE O ZIEMNIAKU.

Podobny zabieg przeprowadził Mustafa Kemal Atatürk – pierwszy prezydent Republiki Turcji od 1923 do śmierci 1938. Ten z kolei reformator chciał Turcji świeckiej, demokratycznej i fajnej jak młode ziemniaczki z koperkiem. Jednym z wyzwań była tradycja i szczególnie tradycja zasłaniania włosów przez kobiety. Atatürk chciał by kobiety nie ukrywały włosów i by miały pełną swobodę.

I znów – mógł po prostu ZAKAZAĆ wszystkim kobietom zasłaniać włosy. Jednak zdecydował inaczej. Wydał dekret, żeby włosy zasłaniały tylko prostytutki. Tak, żeby można było jasno je odróżniać od innych kobiet. Przeramował postrzeganie chusty. Jak myślicie co się stało? Bardzo szybko wszystkie kobiety – w tym prostytutki przestały zasłaniać włosy.

Jak sobie o tym myślę teraz, to był to zabieg godzący w interesy kobiet zajmujących się prostytucją. Bo je stygmatyzował. Jednak weźmy pod uwagę, że były to lata ’30 dwudziestego wieku. I wybaczmy mu to stereotypowe myślenie. Po prostu skojarzył noszenie chusty z czymś, co było nieatrakcyjne i niepożądane.

Teraz już na to za późno – jednak wprowadzając nakaz noszenia maseczek, też można było je przeramować.

Czemu za późno? Bo zostały przeramowane przez grupę „niepokornych” i „wolnych” jako kaganiec i symbol zniewolenia. I funkcjonują jako symbol ludzi słabych i miałkich charakterem, a nie na przykład odpowiedzialnych, empatycznych i troszczących się na przykład o pacjentów onkologicznych czy osoby starsze i rozumiejących evidence-based science.

Ja na przykład wykonałem proces przeramowania przy szkoleniach online. Zdałem sobie sprawę, że wiele osób określa szkolenia stacjonarne jako „normalne”. Co oczywiście sprawia, że online dostają etykietę „nienormalne”. Niesłusznie. Szkolenia zdalne dla zdalnie pracujących firm to szkolenia optymalne, tańsze, bezpieczniejsze, efektywniejsze. I tak też je przedstawiam.

Przy politykach społecznych przeramowanie może mieć kolosalne znaczenie. Nie wiem co za geniusz k…wa semantyki wpadł na pomysł, żeby nazywać utrzymywanie dystansu, DYSTANSEM SPOŁECZNYM. Przecież tak naprawdę chodzi o zachowanie DYSTANSU FIZYCZNEGO – czyli fizycznych 2 metrów.

Dystans społeczny rodzi przykre skojarzenia osamotnienia, wyobcowania. Znów za późno. I znów mało efektywnie – bo dystans fizyczny 2 metrów łatwiej utrzymać niż dystans społeczny 2 metrów. Choć pewnie trudno ci w to uwierzyć.

To jak nazywamy rzeczywistość wpływa na to, jak ją postrzegamy. Jest jeden kraj w Europie, który to wie. Nie jest to niestety Polska. To Wielka Brytania, która powołała THE BEHAVIOURAL INSIGHT TEAM. To zespół, który wykorzystuję wiedzę z zakresu ekonomii behawioralnej w zakresie kształtowania określonych zachowań u ludzi. Szczególnie w obszarze polityk społecznych dotyczących zdrowia czy edukacji. Można? Można!

U nas przeramowanie wykorzystuje się tylko w marketingu politycznym, żeby jednych określać Kastą a innych Moherami. Trochę smutno, trochę straszno.

Ale jest nadzieja. Teraz ty już wiesz co to przeramowanie i wiesz, że od dziś możesz też inaczej nazywać swoją rzeczywistość i czerpać z tego korzyści.