Wizualizowanie sukcesu działa: #prawda_czy_fałsz_17

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Psychologia, Tak tylko mówięTagi , , ,

Lolo Jones – amerykańska lekkoatletka – miała trudne dzieciństwo. Mieszkała w piwnicy Armii Zbawienia, obciążała karty kredytowe by starczyło jej pieniędzy na jedzenie. Osiem razy zmieniała szkołę w ciągu ośmiu lat.  We wtorek 19 sierpnia 2008 w Pekinie przed sobą miała 10 płotków i zwycięstwo – wszystko czego pragnęła. Od dawna.

W oka mgnieniu pokonała pierwszych osiem płotków, zostawiając w tyle rywalki. I wtedy prawą stopą przewróciła dziewiąty płotek.  Zgubiła tempo. Pokonała z trudem 10 płotek, ale straciła prowadzenie a wraz z nim medal. Koniec końców zajęła siódme miejsce. Dobre siódme miejsce. Dla niej jednak fatalne.

Jak to możliwe, że faworytka tak wtopiła? No cóż, ZWIZUALIZOWAŁA SOBIE ZWYCIĘSTWO.

Sama Lolo chętnie o wizualizowaniu doskonałych wyścigów mówi. O tym, jak ważne jest, by wyobrażać sobie poszczególne ruchy, idealną harmonię. Widzieć siebie w trakcie biegu prawie z boku. W Pekinie już w połowie dystansu zobaczyła siebie oczami wyobraźni, jak stoi na podium. Trzeba było dalej śledzić każdy ruch, każdy mięsień. Nie trzeba było wizualizować ostatecznego sukcesu.

Mantra o wizualizowaniu sukcesu jest wszechobecna. Wczoraj na siłowni w Lublinie zauważyłem grafitti przedstawiające Arnolda opisane hasłem Visualise success, then go and get it. Kilka dni wcześniej znajoma zapytała mnie, co sądzę o promowanym przez Rhondę Byrne, w książce Sekret, „prawie przyciągania”. O wizualizacji na maksa przekonywał nas Łukasz Jakóbiak, który poszedł o krok dalej i swoją wizualizację odtworzył, zatrudniając aktorów i wynajmujące ekipę, która jego wymarzone wizje zmaterializowała. I co? I nic. Marzenie – można powiedzieć brutalnie – się nie spełniło. Nawet gdyby się spełniło, to byłby to i tak dowód anegdotyczny, a nie NAUKOWY. A na takich warto opierać swoje działania. 

Prawo przyciągania i siły pozytywnych wibracji są atrakcyjne w teorii, ale przegrywają zupełnie z empirią. Wpisz visualisation na Youtubie i zaleje cię fala uśmiechniętych, charyzmatycznych guru o wyglądzie przyjaznego psychopaty po 7 espresso. 

Jedynym prawem przyciągania, które działa jest grawitacja. Tak mówi nam nauka. Nie ma żadnych naukowych dowodów, które potwierdzało istnienie innego ‚prawa’ przyciągania. Wbrew powszechnemu, choć błędnemu, założeniu, nie robi tego NAWET fizyka kwantowa. Fizycy, który wypowiadają się w takich filmach jak ‚What the Bleep do we know’ czy ‚The Secret’ mówią o swoich prywatnych przekonaniach, które niewiele mają wspólnego ze współczesną wiedzą naukową. Tak samo jak inżynier maszyb budowlanych Zięba niewiele ma wspólnego z medycyną.

Wizualizacja sukcesów, czyli wyobrażanie siebie wykonującego perfekcyjne określone działania i osiągającego znakomite rezultaty jest bardzo atrakcyjna emocjonalnie. Jeśli posiadasz plastyczną wyobraźnię, możesz poczuć się wspaniale i mieć wrażenie, że już ten sukces osiągnąłeś. Albo, że jesteś na niego skazany. Teraz wystarczy tylko zaczekać, aż on się wydarzy. Ale się najprawdopodobniej nie wydarzy. Czemu? Bo od pozytywnego myślenia zdecydowanie lepsze jest pozytywne działanie. Jak to powiedziała Amelia Earhart jedyną skuteczną metodą działania jest działać. Ona nie wizualizowała lotu przez Atlantyk. Po prostu poleciała! 

Ale ja kiedyś myślałam o Tobie i wtedy przyszedł mail od Ciebie. Czyli, że niby myśli mają moc sprawczą! Ten argument to dowód anegdotyczny. To, że o czymś myślimy i potem to zauważamy tłumaczy nauka na dwa sposoby – przypadek i selektywna percepcja. NIE „prawo przyciągania” lansowane przez Panią Byrne i jej popleczników, które przyciągnęło do księgarni mnóstwo pożytecznych, którzy przyciągnęli na jej konto mnóstwo monet. 

Ściąganie kogoś myślami to po prostu przypadek. Świetnie tłumaczył to, na konferencji Progress Day 2018, Rafał Żak. Jeśli ktoś spotka kogoś o kim myślał to jest to jeden z przypadków, które zauważamy. Jednak równie często, jak nie częściej zdarzają się sytuacje: (a) pomyślałem o tobie, a ciebie nie spotkałem, (b) nie myślałem o tobie, a ciebie spotkałem i (c) nie myślałem o tobie i ciebie nie spotkałem. 

Z oczywistych przyczyn tych a, b i c nie uważamy za magiczne. Podobnie jest z tym, że wyczuwamy czyjś wzrok na sobie, odwracamy się i ta osoba rzeczywiście na nas patrzy. Wtedy WIDZIMY ZWIĄZEK i dostrzegamy magię, bo tak bardzo jej pragniemy! A co z sytuacją (a) ktoś patrzy, a ja się nie odwracam, (b) ktoś nie patrzy, ja się nie odwracam i (c) ktoś nie patrzy a ja się odwracam. Tu również brak magii choć w przeprowadzonych badaniach częstotliwość sytuacji a, b, c była znacznie większa. 

Prawo przyciągania myślami tłumaczy też zjawisko selektywnej percepcji. Jak mówi Kahneman, nic nie jest ważne dopóki nie zaczniesz o tym myśleć. A jak już zaczniesz, to zaczniesz to zauważać. Dlatego też kobiety w ciąży zauważają więcej kobiet w ciąży, ksenofob zauważy więcej obcych, a brodacz więcej brodatych. Z kolei ktoś, kto chcę kupić mopsa zobaczy więcej mopsów. Ot cała magia. Nasz umysł łatwiej rejestruje to, o czym myślimy. Taki on oto selektywny drań. Jak pisałem książkę o wirusowych treściach, to non stop napotykałem dobre przykłady virali. Nawet gdy ja skończyłem pisać i wysłałem do wydawcy, to ciągle zauważam idealne studia przypadków. 

Tak jak nie działa „prawo przyciągania”, tak samo nie działa wizualizowanie sukcesu.

Badania naukowców z Uniwersytetu California[1] i z Uniwersytetu Pensylwania[2] pokazały jasno, że wizualizowanie ostatecznego rezultatu sprawia, że nasz mózg uznaje, że osiągnął już to, co chciał i przestaje nas napędzać do działania. W jednym badaniu sprawdzano, czy wizualizowanie ostatecznej szczupłej sylwetki szybciej przybliży badanych do rezultatu. W drugim sprawdzono, czy wyobrażanie sobie ostatecznego sukcesu w postaci lepszych ocen, rzeczywiście na te oceny się przełoży. W jednym i w drugim przypadku – FIASKO. 

Jednak wiedza naukowa sobie, a mentorzy sobie. Nadal można usłyszeć o tym, że wystarczy tylko bardzo czegoś chcieć żeby to dostać. Ukoronowaniem tego mylnego podejścia była właśnie zupełnie bezwartościowa książka SEKRET autorstwa Rhondy Byrne. Autorka sugeruje moc pozytywnych wizualizacji, a jej poplecznicy sugerują, że dzieci w Darfurze najwyraźniej mają jakieś negatywne myśli, które sprowadzają na nie głód. To trochę tak jakby sugerować, że Żydzi ściągnęli na siebie Holocaust. 

A wystarczyło myśleć pozytywnie.

Ja na przykład od jakiegoś czasu próbuję wizualizować tablet Remarkable i 55 calowy telewizor, ale najwyraźniej za słabo. Chyba, że po prostu ktoś w tym samym czasie wizualizuje te same obiekty i one biedne nie mogą się zdecydować, gdzie pójść.

Wizualizacja często daje nam bardzo podobne i całkowicie błędne przeświadczenie o tym, że większość pracy już za nami. Ma to bardzo negatywne konsekwencje. Pozytywne myślenie i wizualizacja sukcesów nie tylko nie pomagają, ale często wręcz szkodzą. Gabriele Oettingen przeprowadziła na ten temat liczne badania. Pokazały one jednoznacznie, że fantazjowanie o sukcesach przyczynia się do osiągnięcia GORSZEGO wyniku.

Ludzie poddający się diecie i fantazjujący o sukcesie, na koniec badania ważyli więcej niż przed rozpoczęciem kuracji odchudzającej.

Studenci wizualizujący sobie, że dostaną same piątki na egzaminach, otrzymywali gorsze oceny od swoich kolegów, którzy nie oddawali się tego typu fantazjom. 

Co warto robić to pozytywnie działać i pozytywnie interpretować rzeczywistość, która nas otacza. Bez popadania w efekt Pollyanny

1) G. Oettingen, T.A. Wadden. Expectation, Fantasy and Weight Loss: Is The Impact of Positive Thinking Always Positive? Cognitive Therapy and Research 1991, t. 15, s. 167-175.

2) G. Oettingnen, D. Mayer. The Motivating Function of Thinking About the Future: Expectations Versus Fantasies. Journal of Personality and Social Psychology 2002, t. 83, s. 1198-1212.

PS: Nie obrażajcie się na drastyczne nawiązania do Holocaustu, czy tragedii w Darfurze. Po prostu chciałem wykazać absurd tego podejścia. A o Darfurze bredzili goście Oprah Winfrey, sugerując, że dzieciaki mają naprawdę źle, bo myślą źle. Zresztą od tamtej pory zupełnie nie szanuję Pani Winfrey, która robi super filmy, ale w swoich programach promuje szarlatanów na miarę Zięby.