Pieniądze szczęścia nie dają: #prawda_czy_fałsz_7

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Psychologia, Tak tylko mówięTagi , , ,

Jim Carrey powiedział kiedyś, I think everybody should get rich and famous and do everything they ever dreamed of so they can see that it’s not the answer. Co tłumaczy się na życzliwe, acz nieco paradoksalne życzenie, by każdy z nas miał szansę stać się bogatym i sławnym, tylko po to, by przekonać się, że nie tam należy szukać szczęścia. No cóż – powiedział to Jim Carrey – człowiek zaiste sławny i bogaty. Pomyślisz sobie, jemu łatwo to mówić. Może nawet przekornie dodasz, że chętnie się przekonasz.

Przekonać się o tym, czy słowa Carreya to prawda, chce się wielu. Przy każdej kumulacji lotka. Kalkulujemy, że duże pieniądze rozwiążą nasze problemy. Nie będziemy się musieli martwić, jak przetrwać do pierwszego. Spełnimy nasze marzenia, a pod niewiadomą x, w równaniu, Będę szczęśliwy/a jeśli x, będziemy mogli wreszcie podstawić Hummera, wakacje na Bali, większy dom, samochód, garnitur zębów Krzysia Ibisza. Może nawet poprawimy to i owo. W końcu, jak to mówią, Nie ma ludzi brzydkich. Są tylko niedofinansowani. Oczywiście pod x możemy chcieć po wygranej podstawić intelektualne bądź społecznie odpowiedzialne cele. Tak czy inaczej, spodziewamy się, że dużo się zmieni.

Wyobrażamy sobie jak będziemy się czuli w chwili, gdy padnie nasze sześć cyfr, lub w wersji bardziej statystycznie prawdopodobnej, jak będziemy szczęśliwi, gdy wreszcie przyjdzie upragniony awans, sukces. Nasze płaty czołowe silnie pracują syntetyzując przyjemne uczucia, jakie będą nami targać w takiej chwili. Niestety, jest to najmłodszy ewolucyjnie obszar mózgu (nasi przodkowie nie potrafili wyobrażać sobie swoich emocji w przyszłości) i takie przewidywania są często mocno przesadzone. Z badań profesora Daniela Gilberta wiemy, że najczęstszy błąd w wyobrażaniu sobie przyszłych doznań dotyczy długości oraz intensywności ich przeżywania. Oczekujemy, że będzie mocniej i dłużej. A jest… słabiej i o wiele krócej.

Znajoma opowiadała mi kiedyś anegdotę o zamożnej krewnej, która usłyszała komplement dotyczący pierścionka z diamentem wielkości kurzego jaja. Właścicielka diamentu i adresatka komplementu wyciągnęła przed siebie rękę. Spojrzała na klejnot. I powiedziała, „wiesz, to już tak nie cieszy”.

Kiedy wizualizujesz otrzymanie dużej nagrody finansowej, dochodzisz do wniosku, że takie wydarzenie istotnie zmieni twoje życie na lepsze i będziesz szczęśliwy/a (prawie) do końca życia. Możesz nawet odczuwać przyjemne emocjonalne pobudzenie. W końcu – jak wykazał Wiesław Baryła – samo myślenie o pieniądzach może mieć silną funkcję motywacyjna. W wypadku lotka, najczęściej wzmacnia motywację do kupienia losu. Nie zwiększa prawdopodobieństwa wygranej.

I choć prawdopodobieństwa trafienia jest nikłe, to my ludzie bardzo nie lubimy myśleć w trybie rachunku prawdopodobieństwa. Oczami wyobraźni odbieramy walizkę pełną gotówki i jesteśmy pewni, że w rok po wygranej, będziemy szczęśliwsi niż przed losowaniem. Nic bardziej mylnego – w latach 70. ubiegłego wieku, Philip Brickman wraz z zespołem z Northwestern University rozesłał kwestionariusze do osób, które 12 miesięcy wcześniej wygrały spore sumy w loteriach losowych (od 50 tysięcy do miliona dolarów) oraz dla porównania, do osób, które rok wcześniej uległy wypadkom, w wyniku których zostały sparaliżowane. Kwestionariusze dotyczyły poziomu szczęścia przed, w chwilę po, oraz w rok po tych wydarzeniach. Wyniki doprowadziły do sformułowania tezy „kieratu szczęścia” – niezależnie od zdarzeń losowych i podejmowanych wysiłków, nasze szczęście pozostaje na tym samym poziomie.

Ludzie przystosowują się zarówno do najbardziej ekscytujących jak i najbardziej traumatycznych wydarzeń. W dwanaście miesięcy po wypłacie wygranej lub po wypadku, który przykuwa na resztę życia do wózka, poziom szczęścia członków obu grup powrócił do poziomu sprzed tych wydarzeń. Brutalne, prawda. Przecież gdyby postawić pytanie, czy będziesz szczęśliwszy rok po wygranej, czy rok po wypadku, nikt… nawet ja, nie odpowiedziałby, że to bez znaczenia. Nasza intuicja dotycząca tego, co kształtuje nasz dobrostan jest tak silna, że nie poddaje się łatwo weryfikacji.

Naprawdę trudno nam uwierzyć, że pieniądze szczęścia nie dają. Mi również. A jednak. Może po prostu prawdą jest to, co mówił Owidiusz, Im kto więcej ma, tym więcej pragnie. Ludzie przystosowują się, czyli adaptują do zmian, przestając je zauważać. Przede wszystkim zaś zmieniają swoje oczekiwania. Bogaty tym się różni od biednego, że więcej mu brakuje. Wszelkie oceny naszej życiowej satysfakcji wynikają z porównania rzeczywistości z jakimś punktem odniesienia. Tym są często nasze oczekiwania. Które się zmieniają. Wiadomo. Apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Czasem punktem odniesienia są inni i ich bogactwo. I tu pojawia się zjawisko relatywnej deprywacji, czyli względnego niezaspokojenia swoich potrzeb. Ludzie bardzo często są niezadowoleni, nie dlatego, że jest im gorzej niż przedtem, tylko dlatego, że innym jest lepiej. Zwłaszcza, gdy obecnie porównują „scenę” Instagrama innych, z własnymi nędznymi kulisami. Gdy porównują własne smutne jedzenie, odgrzewane w mikrofalówce, z perfekcją scenografii Instastory.

Robert Frank w badaniach z 1984 roku wykazał, można odczuwać mniejszą satysfakcję, gdy zarabiamy czterdzieści tysięcy dolarów rocznie w firmie, w której inni zarabiają pięćdziesiąt tysięcy, niż zarabiając 30 tysięcy w firmie, w której inni zarabiają 20 tysięcy rocznie. Znów pewnie łapiesz się za głowę i myślisz – to niemożliwe. Przecież 40 tysięcy to więcej niż 30 tysięcy. No cóż. Tu większe pieniądze szczęścia nie dają, bo w pierwszej sytuacji jesteś biedniejszy niż reszta, a w drugiej zarabiasz więcej niż kolega.

No więc pieniądze szczęście dają, ale znacznie mniejsze i na krótszy czas niż byśmy się tego spodziewali. Dodatkowo pieniądze dają nieco więcej szczęścia gdy mamy ich więcej niż inni. Nie oznacza to jednak, że automatycznie można postawić znak równości pomiędzy „biedny” a „szczęśliwy”. Oznacza to, że jeśli szukamy szczęścia to pełny portfel nam go nie da.

PS: Życzę ci wygranej na loterii, podwyżki i diamentów wielkości nawet i strusiego jajka. Pamiętaj oczywiście, że ten tekst nie odnosi się do sytuacji skrajnej biedy i niemożności zapewnienia sobie podstawowych potrzeb bytowych. Tam pieniądze to nie kwestia szczęścia, ale przeżycia. Byłbym okrutny, gdybym sugerował komuś, kto nie ma na chleb i musi brać chwilówki, że pieniądze nie rozwiążą jego problemów.


Brickman, P., Coates, D., & Janoff-Bulman, R. (1978). Lottery winners and accident victims: Is happiness relative? Journal of Personality and Social Psychology, 36,917-927.
Diener, E., & Tov, W. (2007). Culture and subjective well-being. In S. Kitayama & D. Cohen (Eds.), Handbook of cultural psychology. (691-713). New York: Guilford.

Wilson, T. D., & Gilbert, D. T. (2003). Affective forecasting. In M. Zanna (Ed.), Advances in experimental social psychology, Vol. 35 (pp. 345-411). New York: Elsevier