Niczego nie wybaczamy z takim trudem jak zalet: #prawda_czy_fałsz

Opublikowano Kategorie Lifestyle, Psychologia, Tak tylko mówięTagi , ,

Jakiś czas temu mój znajomy popełnił film, w którym powtórzył znaną wszystkim tezę, że w Polsce nic tak nas nie boli, jak cudzy sukces. I że tak naprawdę to tylko czyhamy na potknięcia ludzi, którym „się udało”. Tym samym postawił tezę, która bliska jest sentencji Diderota, że „niczego nie wybaczamy z takim trudem jak zalet”. Tezę znajomego i Diderota zdaje się potwierdzać pobieżna obserwacja komentarzy na Pudelku, pod tekstami o znanych i (nie)lubianych. A także linia obrony stosowana zawsze przez tychże, że nienawidzą bo zazdroszczą ergo dopierdzielają jak paski TVP wrogom ojczyzny.


Freud poszedł nawet dalej w rozważaniach. Stwierdził, że „zero nienawidzi innych liczb”. Co mogłoby wspierać tezy celebrytek, że wszyscy ludzie, którzy tak brzydko komentują pod ich zdjęciami, to po prostu zera, którym się nie udało. Wszystkie jednak przytoczone myśli to ledwie mniemania, a jak powiedział Monteskiusz, „ludzie bardziej cenią mniemania niż rzeczywistość”.

Jak jest naprawdę? Czy rzeczywiście „zero nienawidzi innych”, a Polak Polakowi Polakiem? Przyjrzyjmy się tym „zerom” i tym odnoszącym „sukces”. Kibice drużyny skoczków narodowych to najczęściej „zera” jeśli chodzi o techniczne wykonywanie skoków na mamuciej skoczni. A jednak gdy ktoś z naszych odnosi sukces, to totalnie mu to wybaczamy i to zupełnie bez trudu. Działa tu proces pławienia się w dudzej chwale. Tam sam, który towarzyszy konferencyjnym selfie z lubianymi prelegentami (czasem ja), chwaleniu się, że kończyliśmy tę samą szkolę, co Edward Stachura (też ja) i że Ariana Huffington zaprosiła nas do współtworzenia serwisu Thrive (też ja). W tych wypadkach – w porównaniu do kompetencji i sukscesu tych osób – ja również mam kompetencje na poziomie „zera”. A jednak daleko mi do tego, żeby nienawidzieć Huffington, Stachury czy Michała Szafrańskiego. Więc jednak zero lubi stadnie inne liczby (nawet siedmiocyfrowe).

Pławiąc się w cudziej chwale trochę zyskujemy. Zdecydowanie więc wybaczamy ową glorię i chwałę sceniczną, życiową, biznesową i finansową.

Jak pokazują badania psychologów społecznych (Abraham Tesser) cudze sukcesy wpływają na nas na dwójnasób. Albo odczuwamy przyjemny przyrost samooceny i mizianie ego, wskutek skąpania się w cudzej chwale. Albo samoocena nam spada jak poziom endorfin podczas otwierania skrzynki pocztowej po aktualizacji RODO, wskutek porównania się z kimś wybitnym, na którego tle wypadamy naprawdę marnie. Trudno oczywiście przyrost i spadek odczuwać na raz, więc są to zjawiska sprzeczne. Kiedy zatem sukcesy i zalety cieszą, a kiedy mierżą jak Insta Stories bohaterów Warsaw Shore?

Kluczowe są nasze aspiracje. Jeśli w jakiejś dziedzinie sami pragniemy sukcesów, to czyjeś potężne sukcesy pomniejszą nasze osiagnięcia. Jak chcemy być najlepszymi piłkarzami to gole innych piłkarzy (lepsze) nam zagrażają. A jak chcemy być najlepszym hodowcą larw jedwabnika, to sukcesy piłkarzy wbijają nas w dumę. Wspomniany Tesser udowodnił, że ta logika rządzi także wzorcami w obrębie rodzeństwa. Dwaj bracia, z których jeden jest hodowcą larw jedwabnika, a drugi piłkarzem będą sobie bliżsi niż dwaj którzy są piłkarzami.

Ma to także wpływ na jakość relacji w związkach. Tradycyjnie określone role męża i żony miały mnóstwo wad i jedną tylko zaletę. Że małżonkowie mogli pławić się wzajemnie w swoich sukcesach. Teraz, gdy czasem działają na podobnym polu, to sukces jednego może być zagrożeniem dla drugiego. Mądrzy i świadomi ludzie reagują na to porzucając aspiracje w dziedzinie w której rodzi się konflikt. Czasem udaje się też „patrzeć bez zawiści, jak inni osiągają sukcesy, do których samemu się dąży”. A to prawdziwa wielkość.

To prawda – niczego nie wybaczamy z takim trudem jak zalet. Ale dotyczy to tylko tych zalet, które sami chcielibyśmy mieć. Czasem więc warto spojrzeć na siebie szerze i zdać sobię sprawę, dlaczego i czego zazdrościmy. I zdecydować się na miarę wielkości.


Millar, M. G. & Tesser, A. (1992). The role of beliefs and feelings in guiding behavior: The Mis-match Model. In L. Martin & A. Tesser (Eds.) The Construction of Social Judgement. Hillsdale, NJ: Lawrence Erlbaum.