Neurochirurg, mózg, mity i smutni trenerzy rozwoju osobistego

Opublikowano Kategorie Lifestyle, PsychologiaTagi , ,

Prawie nigdy nie oglądam telewizji. Nie mam w domu odbiornika. Prawie zawsze jednak, kiedy coś (przypadkiem) obejrzę, to się dziwię. Najbardziej zaś dziwi mnie rozpowszechnianie bzdur. Czasem mniej, czasem bardziej szkodliwych – ale jednak bzdur. Tym razem jednak nie będzie o ruchach antyszczepionkowych, o tym, że ziemia jest płaska i, że jak ktoś nagle rzuci palenie, to umrze, bo ktoś kogoś znał, kto tak miał. Będzie o pewnym niedzielnym wydaniu Dzień Dobry TVN, w którym padło pytanie o mózg.

Żeby było jasne – mam świadomość, że DDTVN to nie redakcja Boston Globe i nikt nie będzie zabijał się w poszukiwaniu prawdy, jak ekipa Spotlight. Dobrze więc, że zapraszają ekspertów – czasem takich od chodzenia na szpilkach lub męskiej depilacji, a czasem takich od mózgu. I tym razem było naprawdę zacnie.

Gościem Kingi Rusin i Piotra Kraśki był naprawdę genialny specjalista – prof. Wojciech Maksymowicz, wybitny neurochirurg, kierownik Kliniki Neurochirurgii Katedry Neurologii i Neurochirurgii, dziekan Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.

Po kilku chwilach rzeczowej rozmowy, w której lekarz wytłumaczył, jak wygląda proces wybudzania ze śpiączki, pada pytanie, którego można się spodziewać po radośnie lekkim programie śniadaniowym. Piotr Kraśko zapytuje ze śmiertelnie poważną miną, „Czy prawdziwa jest taka teoria, na której oparto kilka filmów Hollywoodzkich, że tak naprawdę wykorzystujemy tylko 10 może 15% możliwości swojego mózgu. Delfiny wykorzystują więcej, a 80% jest niezbadane. Prawda, czy nie?”.

Zastrzygłem uszami, czekając na sensowną naukową odpowiedź. I zupełnie szczerze na grilowanie redaktora. Wszak z tym mitem zmierzono się już nie raz. I ponad wszelką wątpliwość udowodniono, że to bzdura. Rozumiem jednak redaktora – w końcu mit rozpowszechniony, Luc Besson nakręcił Lucy, a Neil Burger nakręcił Jestem Bogiem.

Pop-kultura wystarczająco rozbudziła nasze nadzieje, że może da się nas jeszcze podkręcić. I nagle okaże się, że z leniwych i niezbyt lotnych zamienimy się w sawantów! No i pada odpowiedź. Taka, której się nie spodziewałem. Profesor mówi, „No dokładnie czy to 10 czy 7,5 to pewnie trudno będzie powiedzieć, ale jest w tym bardzo duża prawda. Na pewno go nie wykorzystujemy w pełni”.

Żeby było jasne – nie chcę absolutnie dyskredytować pracy, wiedzy czy zaangażowania pana profesora. Co więcej – mam świadomość, że mogą posypać się gromy. W końcu ja jestem małym Kaziem, który się interesuje neuropsychologią, psychologią poznawczą, a to jest BÓG neurochirurgi, który pomaga ludziom. I żeby było jasne – ja też tak myślę. Myślę jednak, że naukowiec może z taką łatwością przyczyniać się do dalszej popularyzacji mitu. Mitu, który może nie jest tak samo szkodliwy, jak kilka innych – na przykład, że jak się wsadzi Rozalkę do pieca na trzy zdrowaśki, to się wypoci i wyzdrowieje, ale który jednak warto by zdyskwalifikować.

Program się skończył. Ja się zdziwiłem, a widzowie mądrze pokiwali głowami, bo albo się utwierdzili w tym, co już kiedyś słyszeli (w końcu mit ten jest równie popularny jak mit o lewym i prawym mózgu, które rzekomo odpowiadają za różne talenty), albo po prostu dowiedzieli się czegoś, co dało nadzieję ludzkości. Ludzkości, która jak tylko wykorzysta te uśpione 90% to po prostu będzie zdobywać Noble jak zdrapki w Biedronce.

Muszę Was zmartwić. Ten mit to bzdura. A dawanie fałszywej nadziei powinno być karalne. Żeby nie było – to nie ja samodzielnie zdyskwalifikowałem ten mit. Zrobili to już inni. Po kolei więc przytoczę po prostu argumenty.

Pierwszy najważniejszy – ewolucyjny. Obejrzyj się dokładnie, masz ogon? Nie masz. A to pewnie dlatego, że po prostu ci zanikł bo był niepotrzebny. Może nie tobie osobiście, ale nam ludziom w drodze ewolucji. Tak samo nie są nam do końca potrzebne już różne elementy ciała, jak futro, czy wyrostek robaczkowy, bez którego możemy żyć. Ewolucja to mistrzyni oszczędności.

Gdyby przyuważyła, że najbardziej energochłonny organ w ciele jest wykorzystywany w zaledwie 10% to by go nam zagarnęła jak dekret Bieruta zagarniał własność prywatną.

Drugi argument – wystarczy zwykłe badanie funkcjonalnym rezonanmagnetycznym, by zobaczyć, że owszem nie wykorzystujemy całego mózgu na raz, ale w różnych sytuacjach po prostu różne (wszystkie) obszary. I te różne obszary są tak różne i tak rozsiane, że przy skomplikowanych operacjach (wycięcie glejaka) trzeba cały mózg mapować. U każdego pacjenta osobno. Zresztą świecenie całego mózgu podczas badania fMRI obserwowano podczas eksperymentów z LSD. I nie był to stan dla mózgu pożądany.

To przekonanie, że wykorzystujemy tylko 10% i to źle, jest szkodliwym mitem. Wykorzystujemy tyle ile potrzebujemy i tak jest dobrze. Kiedy na przykład badałem rezonansem fMRI mózg osób czytających suche fakty i dane, świeciły się ośrodki Wernickiego i Broki odpowiedzialne za przetwarzanie mowy. Kiedy te same dane podawane były w formie historii, z wykorzystanie czasowników ruchu i sensualnych przymiotników, świeciły się po kolei: kora ruchowa, kora wzrokowa, kora słuchowa, ośrodki Wernickiego i Broki oraz jądro półleżące i hipokamp. I wtedy było to więcej niż 10%.

Trzeci argument to samo źródło mitu. Otóż są dwie teorie na temat tego, skąd się taki mit wziął. Po pierwsze, obserwacje tzw. sawantów. Zespół sawanta (ang. savant syndrome) to niezwykła dysfunkcja mózgu, która polega na tym, że osoby upośledzone umysłowo prezentują ponadprzeciętne zdolności. Sawanci zwykle mają doskonałą pamięć mechaniczną i potrafią zapamiętać raz przeczytaną informację do końca życia. Wśród sawantów jest bardzo wiele osób z autyzmem czy zespołem Aspergera. Badacze obserwowali takich sawantów i doszli do wniosku, że oni wykorzystują cały mózg, a my nie. No dobra – fakt, sawant może i potrafi zapamiętać liczbę Pi do zyliarda miejsc po przecinku, ale to raczej anomalia, na dodatek zupełnie niepotrzebna. Druga teoria dotyczy badacza mózgu, który obserwował swojego kilkuletniego syna i stwierdził, że nie wykorzystuje on jeszcze w pełni swojego potencjału. Serio, gdyby moje kilkuletnie dziecko w pełni wykorzystało swój potencjał, to bym się martwił.

Z tym mitem rozprawia się w Godzinie Filozofów dr Paweł Boguszewski. Posłuchajcie jego audycji, jeśli nie wierzycie Buckiemu. Mity takie jak ten, często wynikają z nadinterpretacji, albo opacznej interpretacji. Zdarzają się, bo nikt nie jest wolny od błędów poznawczych i pułapek myślenia.

Ten akurat wynika z nadinterpretacji, mylnego wyciągania wniosków. Wypowiedź zaś profesora jest pewnie niefortunnym sformułowaniem innej myśli. Tak czy inaczej – to, że wykorzystujemy 10% mózgu, obojętnie co na ten temat mówi profesor w TVN i sądzi Piotr Kraśko i jak na ten temat mądrze kiwa głową Kinga Rusin – jest BZDURĄ. Humbug!

Takie mity chętnie podchwytują smutni trenerze rozwoju i twórcy zabójczo skutecznych metod (np. nauki języka przez sen lub marketingu przez osmozę). Oto nagle dzięki jakiemuś szkoleniu lub opasce na łeb będziemy mogli uruchomić cały potencjał. Ergo być lepszymi niż inni. Kto bogatemu zabroni.

To samo dotyczy szkoleń bazujących na rozwijaniu kreatywnych zdolności jednego mózgu i logicznych drugiego. I dokładnie to samo dotyczy jednego z częściej powtarzanych mitów dotyczących komunikacji werbalnej i pozawerbalnej. Sam przyczyniałem się do jego rozpowszechniania, zanim nie zrozumiałem, jak debilne jest to co głoszę bez sprawdzania (tak, kiedyś tak było).

Co to za mit? Otóż pokutuje przekonanie, że słowami komunikujemy zaledwie w 7%, reszta to komunikacja pozawerbalna. To źle (totalnie źle) zinterpretowane badanie prof. Mehrabiana podchwycili inni smutni trenerzy i zamiast szlifować komunikację, ćwiczyli charyzmatyczne gesty. Z tym mitem rozprawiam się tutaj.

Jeśli jednak to cię nie przekona i nadal uważasz, że słowa nie są tak istotne, to spróbuj na delikatnym uśmiechu, przytulić policjanta, który cię zatrzyma do kontroli i powiedzieć mu „spierdalaj”. W końcu słowa to tylko 7% komunikacji. Na pewno 93% komunikacja zawartej w geście i uśmiechu czy tonie głosu go przekona. AMEN! #sciencerocks