Ewa Wielebska: #humans_of_my_life_44

Opublikowano Kategorie LifestyleTagi , , ,

Od czasu do czasu wpadam na Facebooka. Nieco beznamiętnie przeglądam wpisy, oświadczenia. Czasem z trudem przebijam się przez komentarze pod polaryzującymi tematami. Coraz rzadziej znajduję tam rzeczy ważne. Czasem jednak znajduję wiadomości smutne. Bardzo. 

Tak jak ostatnio, gdy natknąłem się na znajome zdjęcie. Pod nim podpis. Ewa odeszła. Ewy nie ma. 

A przecież zawsze była. Pierwsza na posterunku. 

Ewa była jedną z pierwszych osób w teatrze, które poznałem, gdy jako zdenerwowany słuchacz pierwszego roku studium wokalno-aktorskiego gubiłem się w korytarzach ogromniastego Teatru Muzycznego. Jej miękki i spokojny głos rozchodził się przez interkom po całym budynku. Przypominała wszystkim, że to już czas. By wejść na scenę. By z niej zejść. 

Sama zeszła ze sceny niedawno. I wszyscy, którzy ją znali to poczuli. Bo Ewę uwielbiali wszyscy. Inspicjent to taka osoba, która w niewidzialny sposób spaja cały spektakl. Technicznie, logistycznie. Dba by wszystko odbyło się bez problemów. Niezwykle ciężka i niezauważalna praca od której zależy tak wiele. A której nie widać nigdy na pierwszy rzut oka. 

Ewa siedziała w małej budce – jeśli byłeś/aś w teatrze muzycznym, to siedziała po prawej stronie sceny. Miała małą lampkę, biurko i scenariusz ze swoimi bezcennymi notatkami. To było jej centrum dowodzenia. 

O swojej pracy nie mówiła dużo. Po prostu ją wykonywała – doskonale. Raz znalazłem jeden wywiad. Tam spokojnie i skromnie opowiada o sobie. Przeczytaj proszę. I pomyśl dziś o Ewie. 

Z Ewą czasem wracałem do domu z tego samego przystanku autobusowego. Ja 147 jechałem na Witomino. Ona czekała na R. Rozmawialiśmy. O sprawach prywatnych, o kłopotach, o teatrze. 

Dziś jeszcze bardziej doceniam jej etykę pracy, jej zaangażowanie. Ale też patrzę na nią jak na wspaniałego człowieka. Słyszę jej ciepły, lekko schrypnięty czasem szept, gdy mówi… że mamy przyjść. Że mamy jeszcze 5 minut. 

Ewę znał każdy, kto pracował w tym teatrze. Każdy widz zaś mógł cieszyć się teatrem dzięki jej niewidzialnemu zarządzaniu tym co się działo za sceną. Wiem – nie ma ludzi niezastąpionych. Są jednak nieodżałowani i tacy, których będzie po prostu piekielnie brakować. 

Dziękuję ci Ewa. Do zobaczenia.